piątek, 24 stycznia

Obym nigdy nie zaznał …świętego spokoju!

Google+ Pinterest LinkedIn Tumblr +

W czerwcu skończę 83 lata i mam ochotę na więcej. Co będzie możliwe, jeżeli nie zaznam tak upragnionego przez wielu rówieśników Świętego Spokoju. Powiem więcej: Święty Spokój, to…ŚMIERC dla starego człowieka.

A u mnie sprawy mają się tak:  Już na drugi dzień po przejściu na emeryturę, a więc kiedy mogłem przestać pracować z MUSU – natychmiast czepiłem się roboty z OCHOTY (przepraszam, że mi się rymło). I tak, ponad 15 lat temu, powstała jedyna w swoim rodzaju codzienna internetowa gazetka dla marynarzy „Dzień dobry – tu Polska” zawierająca wiadomości dobre i złe z „Kraju pieroga i zalewajki” – jak zwykli Ojczyznę Umiłowaną i Wytęsknioną nazywać Ludzie Morza pływający na wielomiesięcznych kontraktach z dala od żon i dzieci, jak również kochanek (i kochanków – to w przypadku coraz liczniejszych pań w tym zawodzie). Gazetka z miejsca „chwyciła”, a jej redaktor Gargamel (bo takie pseudo sobie wymyśliłem) stal się – hm, hm! – postacią popularną, że nie powiem legendarną na morzach i oceanach całego świata. Mam zresztą tę satysfakcję, że po raz pierwszy w długim dziennikarskim zawodzie mogę robić gazetę, jaką sam wymyśliłem i nikt mi się nie wtrąca, nikt nie poucza, nikt nie wygraża, że przestanie czytać. A to dlatego, że chociaż dotąd wysłałem w morze ponad 4200 (cztery tysiące dwieście) numerów gazetki, to wszystkie za darmo! Nigdy za to co robiłem i robię nie wziąłem ani grosza. Ponieważ nie prowadzę żadnej ewidencji, nie wiem dokładnie ilu mam Czytelników. Po liczbie adresów (850 pomnożonych przez średnio 10 Czytelników na tzw. burcie) z grubsza licząc, jest ich kilka ładnych tysięcy – na pewno więcej niż niejedna „renomowana” gazeta na lądzie. Do tego dodajmy „szarą strefę” – gazetkę prywatnie wymienianą między załogami lub kolportowaną na statki przez armatorów (właścicieli statków), o czym nie wiem i nie chcę wiedzieć, bo po co? No i idące w setki dziennie „wejścia” na internetową stronę „Gargamela”, stworzona przed laty i prowadzona systematycznie przez morsko-lądowe  małżeństwo: kpt. Marek Bloch i Agnieszka Bloch-nauczycielka. Dodatkowo brat kapitana Blocha – inżynier włókiennik Piotr Bloch z Łodzi, pod ksywka Reksio, redaguje co niedzielę specjalne wydanie mojej gazetki pt. Sportowy Weekend, która dociera na statki akurat na nocne wachty, zdejmując Czytelnikom tzw. sen z powiek. Reksio za swoją robotę też nie bierze grosza i… jest – jak ja – szczęśliwy.

Bo – powtarzam – pilnuje, żeby nigdy nie zaznać spokoju. Świętego, ani żadnego innego. Gazetkę „produkuję” w przysłowiowy świątek i piątek, z laptopem jeżdżę do sanatoriów i do lasu na działkę, w nagłych przypadkach (katastrofa smoleńska!) zdarzało mi się robić „w trybie natychmiastowym” wydania specjalne, a więc dodatkowe. Nie ma dnia i nocy, żeby z morza i lądu nie nadchodziły prośby o dopisanie adresów na listę wysyłkową gazetki. Marynarze schodzący ze statków na urlopy na ląd nie chcą rozstawać się z „Gargamelem” również w domu.

Nie żebym się chwalił, ale dziś jestem Honorowym Kapitanem kilku statków pełnomorskich różnych bander, „bohaterem” paru piosenek – szant marynarskich, wierszyków czasem o wyszukanych rymach, posiadaczem Honorowych Dyplomów (lipnych oczywiście, bo nigdzie się nie ruszałem) opłynięcia Przylądka Horn czy przekroczenia równika. Gadżetów, czyli pamiątek różnych rozmiarów i charakteru nie zliczę. Flaszek wykwintnej gorzały z całego świata zresztą również…

A kiedy dwa lata temu dopadł mnie udar mózgu (odebrało mi mowę) i leżałem w paskudnym stanie na OIOM-ie Instytutu Neurologii przy Sobieskiego, załoga któregoś statku zrobiła zrzutkę na obstalowanie w Radiu Maryja (tam nie ma nic darmo)… odmawiania koronki w intencji Gargamela, a maile z morza w duchu „Gargamelu, nie odchodź, nie zostawiaj nas bez gazetki” nadchodziły niemal masowo i zmuszały mnie do płaczu.

Przez pierwsze lata wydawało mi się, że to ja jestem szczodry z tą gazetka za darmo. Teraz już wiem, że jest dokładnie odwrotnie: to ja jestem wdzięczny, bo temu co robię zawdzięczam życie, siły i zdrowie. Po prostu jestem tu potrzebny. Ludziom, a może i… Bogu?

A teraz będzie najważniejsze: chyba w drugim roku „gazetkowym” przeczytałem w „Wyborczej”, że w Wadowicach jest dziewczynka – Dominika Dejner, której w klinice Św. Łucji w Brukseli przeszczepiono wątrobę, bo inaczej przybyłoby małych grobków na wadowickim cmentarzu. Po operacji Dominika wymagała drogich lekarstw, a i koszt wyjazdów na kontrolne wizyty w Belgii przekraczały możliwości rodziców. Słowem: Dominika potrzebowała pieniędzy. Natychmiast od siebie posłałem 500 złotych, ale w gazetce napisałem, o co chodzi, i spytałem „Wujków Marynarzy”: kto następny? No i się zaczęło! Otwarły się domowe skarbonki i marynarskie serca. Na konto, które wynająłem w Stowarzyszeniu Pomocy Chorym Dzieciom „Liver” w Krakowie, zaczęły płynąc kwoty, o jakich mi się nie śniło. Wymyśliłem więc nazwę „Smerfny Fundusz Gargamela”, a Marynarze dodali po swojemu hasełko… propagandowe: „Tylko złamasy czytają gazetkę, a żałują kasy” (na ratunek życia i zdrowia chorym dzieciom)

„Gargamelu, na dowód, ze nie jesteśmy zlamasami” – płynęły i płyną maile indywidualne i od całych załóg, często wraz z uczestniczącymi w zbiórce kolegami innych narodowości: Filipińczykami, Birmańczykami, Hindusami, Ukraińcami, Rosjanami, amerykańskimi  pilotami portowymi. A za mailami mniejsze lub większe datki, w tym „wdowi grosz” – po 20, 50 zł od samotnych matek chorych dzieci, na leczenie innych. Kupujemy wózki inwalidzkie, podnośniki, pionizatory, drogie leki zagraniczne, płacimy za bilety lotnicze i hotele, gdy trzeba wysłać dzieciaka za granicę na kontrolę po operacji. Chorej na nieuleczalną mukowiscydozę i będącej już w agonii Monice Kruszyńskiej – na hasło „Mayday dla Moniki” – Wujkowie Marynarze zgromadzili błyskawicznie pieniądze na wynajęcie samolotu z aparaturą i lekarzem, którym umierająca poleciała do Wiednia, gdzie w wyspecjalizowanej klinice przeszczepiono jej nowe płuca. Po roku zdrowa Monika wyszła za mąż i napisała, że dziękuję „Wujkom i Tobie Dziadku Gargamelu za piękny prezent ślubny, dziękuję Wam za życie”! (A propos: Dominika, od której wszystko się zaczęło, jest już nie tylko dorosła, ale i zdrowa. Szykuje się do ślubu, mam zaproszenie na wesele).

Kiedy rząd wprowadził program 500+ pomyślałem, że nasza pomoc nie będzie już potrzebna i podzieliłem się tą myślą z Czytelnikami, zapowiadając likwidację Smerfnego Funduszu Gargamela. Spotkałem się ze… zbiorowym protestem „Wujków Marynarzy”. – Gówno nas obchodzi rząd i jego pięćset plus – mailowali. – My chcemy nadal pomagać dzieciarni, bo nas to cieszy, podnosi na duchu i… łączy. Więcej: zapragnęli jakiegoś gadżetu: T-shirtu, czapki, szalika czy znaczka, po którym mogliby się rozpoznawać w zagranicznych portach, a następnie iść wspólnie do knajpy wypić za zdrowie Gargamela i dzieciaków. Stanęło na metalowym znaczku – projekt (biało-czerwona główka dziewczynki) zrobił w podarunku ursynowski plastyk Jerzy Derkacz. Są i inne oryginalne dary: kapitan Ryszard  Kucik maluje w czasie rejsów obrazy żaglowców na starych mapach nawigacyjnych – są tak sławne w środowisku, jak przed wojną słynne końskie „Kossaki”. Wystawiane dwa razy w roku na specjalnych aukcjach gazetowych osiągają imponujące ceny: od wyjściowej – zawsze 100 dolarów, po kilka tysięcy „na Gargamela”. Cieszący się już światową renomą Chór Akademii Morskiej w Szczecinie (ostatnio śpiewał wspólnie  z Andreą Bocellim!) jest od lat wiernym przyjacielem Smerfnego Funduszu i z każdej nowej edycji płyt ze swoimi nagraniami – kilka lub kilkanaście zawsze przeznacza na „Gargamelską aukcję”. Cena od wyjściowych 50 zł, do wylicytowanej 500 zł. Na statkach organizowane są loterie, grille i inne imprezy, a potem na konto Smerfnego Funduszu płyną pieniądze. Mniejsze lub większe, ale zawsze z całego marynarskiego serca.

Informacja kończąca i… wieńcząca: Smerfny Fundusz Gargamela jest jedynym w Polsce charytatywnym funduszem środowiskowym łączącym ludzi jednego zawodu. Również jedynym funduszem BEZKOSZTOWYM – każdy, dosłownie: każdy grosz ofiarowany przez marynarzy trafia do chorych dzieci, bez wydatków na administracje, księgowość, propagandę itp. Przez dotychczasowe lata istnienia Funduszu Marynarska Sitwa na morzu i jeden Stary Pierdoła na lądzie zebrali dla chorych dzieci: Uwaga, uwaga: Ponad DWA MILIONY ZŁOTYCH!!!

No i najważniejsze: wszystkie inne, wspaniale zresztą i szlachetne, charytatywne fundacje w Polsce są fundacjami LITOŚCI, a Smerfny Fundusz Gargamela jest FUNDUSZEM RADOŚCI ! (i niech tak zostanie).

Gargamel

PS Odrobina realizmu: Gargamelu – gdyby nie ty, to każdy inny zobaczyłby nasze pieniądze, jak dupa słońce. Bierz co Ci posyłamy, rób z tym co chcesz i nie truj nam dupy rozliczeniami, bo Ci wierzymy, jak nikomu – taki „glejt” dali mi (na piśmie!) Marynarze Darczyńcy, a ja pomyślałem sobie, że jestem od pomagania dzieciom, a nie od wzruszania się!

Od redakcji:

Smerfny Fundusz Gargamela (a więc marynarze z Markiem Szymańskim – Gargamelem) w roku 2011 uzyskał Nagrodę Południa za ratowanie życia i zdrowia chorym dzieciom.

Udostępnij

About Author