sobota, 7 grudnia

Jaki przeinacza dekret Bieruta

Google+ Pinterest LinkedIn Tumblr +

Bogdan Żmijewski

Wiele osób pisze o reprywatyzacji, dekrecie Bieruta i projekcie reprywatyzacji ministra Jakiego, ale mam wrażenie, że mało kto zna te przepisy, więc chciałbym je Państwu przedstawić.

Po pierwsze dekret Bieruta nadal obowiązuje, mimo iż jest to przepis z 26.10.1946 r. Przepis ten określa prawa nabyte obywateli, czy też miasta, które neguje projekt ustawy reprywatyzacyjnej ministra Partyka Jakiego. Zgodnie z dekretem wszystkie grunty na terenie m. st. Warszawy w granicach z 1939 r. przeszły na własność gminy Warszawa z dniem wejścia w życie dekretu tj. 11 listopada 1946 r.

Za istniejące na nieruchomości obciążenia hipoteczne odpowiedzialność ustawową miało przejąć miasto na podstawie odrębnych przepisów, których nigdy nie wydano.

Budynki i przedmioty znajdujące się na gruncie przechodzącym na mocy dekretu na własność miasta pozostawały własnością dotychczasowych właścicieli do czasu rozpatrzenia wniosków o zwrot.

Przepis ten nie dotyczy budynków, które z uwagi na dużą skalę zniszczenia według orzeczenia władzy budowlanej nie nadawały się do naprawy i powinny ulec rozbiórce.

Dotychczasowi właściciele nieruchomości oraz ich następcy prawni będący w posiadaniu gruntu lub osoby reprezentujące ich prawa, by uzyskać zwrot znacjonalizowanego gruntu w użytkowanie wieczyste z czynszem symbolicznym (a nie własność), musieli złożyć stosowny wniosek w ciągu 6 miesięcy od dnia przejęcia gruntu w posiadanie przez Miasto. Przejęcie to było realizowane w drodze obwieszczeń, które ukazywały się do końca 1947 r.

Gmina powinna uwzględniać taki wniosek, jeśli korzystanie z gruntu dało się pogodzić z przeznaczeniem gruntu według planu zabudowania (obecnie plan miejscowy) i nie pozostaje w sprzeczności z zadaniami ustawowymi i statutowymi w przypadku gruntu osoby prawnej. Władza w latach 60-tych przywróciła możliwość składania wniosków do niektórych kategorii nieruchomości. Prywatnie nikomu nic nie zwrócono, bo twierdzono, że jest kolizja. Prawa do odwołań nie było. A przecież dekret Bieruta nie ograniczył terminu składania wniosków o odszkodowanie, jeśli ktoś nie zdążył złożyć wniosku o zwrot. Więc i dziś takie wnioski można składać.

Późniejsze orzecznictwo uznało, że można się odwoływać od decyzji o odmowie zwrotu i ruszyła machina reprywatyzacyjna. Zaczęto zwracać, wykazując brak kolizji z planem zabudowania.

Za plan zabudowania według późniejszego orzecznictwa uznano plan zagospodarowania miasta z 1939 r., bo według dekretu chodziło o odbudowę miasta, a nie budowę nowych obiektów, co wynika z art. 1 dekretu. Składając wniosek o zwrot należało wykazać się władaniem nieruchomością na dzień złożenia wniosku o zwrot.

Minister Jaki w przygotowanym projekcie ustawy, ale również w orzeczeniach tzw. komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji, uwypukla kwestie wymogu przedłożenia dowodów władania nieruchomością na dzień złożenia wniosku o zwrot nieruchomości w 1946 r. i na tej podstawie chce uchylać decyzje zwrotowe jako Komisja i chce odmawiać ich w przyszłości z tego powodu, gdy ustawa reprywatyzacyjna wejdzie w życie.

Takie podejście do zagadnienia prowadzi w istocie do odmowy prawie wszelkich zwrotów i odszkodowań oraz do uchylenia decyzji zwrotowych, bo dziś nie jest prawie możliwe udowodnienie takiego władania, a i nie było możliwe do udowodnienia w 1946 r., bo wiele osób mieszkało poza Warszawą, gdyż trudno było mieszkać w gruzach. Wielu wyrzucono siłą z ich nieruchomości. Wielu było za granicą. Nie było też systemu prawnego wykazującego władanie nieruchomością, bo nie było np. podatków od nieruchomości, chociaż prowadzono książki meldunkowe.

Mało kto też robił sobie zdjęcia siedząc na gruzach jako dowód władania.

Miasto Warszawa, rozpatrując dotychczasowe wnioski o zwrot nieruchomości, nie brało pod uwagę aspektu władania nieruchomością w 1946 r., uznając go za spełniony w przypadku złożenia wniosku.

Minister Jaki tworzy z tego faktu narzędzie odmów zwrotów i odszkodowań celem ponownej nacjonalizacji.

Zgodnie z dekretem, w przypadku nieuwzględnienia wniosku o zwrot w naturze, gmina powinna zapewnić uprawnionemu grunt zamienny. Projekt ustawy ministra Jakiego nie przewiduje takiej możliwości.

Obecnie Warszawa ma takie grunty zamienne, ale też nie stosuje tego przepisu, choć powinna, jeśli nie ma pieniędzy lub ma lokatorów w budynkach zwracanych. Natomiast w przypadku niezgłoszenia wniosku o zwrot gruntu lub niezwrócenia gruntu gmina miała zgodnie z dekretem wypłacić pełne odszkodowanie, a nie jak proponuje minister Jaki 20-25 %.

Do dzisiaj Państwo nie wypłaciło ani złotówki byłym właścicielom, którzy nie mogli złożyć wniosku o zwrot gruntu, bo nie byli w Polsce, gdyż byli w łagrach na Syberii, na emigracji lub w więzieniach UB. Miasto wypłacało natomiast niebagatelne odszkodowania za niezwrócone nieruchomości tym, co złożyli wnioski.

Zgodnie z dekretem Miasto miało też wypłacić odszkodowania za przejęte wraz z gruntem budynki nadające się do użytkowania lub naprawy.

Zgodnie z dekretem odszkodowania za grunty powinny być wypłacone według skapitalizowanej wartości czynszu dzierżawnego (na ówczesny czas), a za budynki według wartości budynku (wartość odtworzenia minus zużycie, w tym amortyzacja). Szczegółowe przepisy jak wyceniać miały być wydane w drodze rozporządzenia. Do dziś go nie wydano, mimo upoważnienia ustawowego, które do dziś jest aktualne, bo dekret nadal obowiązuje, ale jest inaczej interpretowany przez sądy i urzędy niż jego literalna treść.

Miasto obecnie wypłaca odszkodowania z powyższych tytułów, ale nie dokonuje takiej wyceny za grunty, jak żąda dekret, tylko wycenia wartość gruntu zgodnie z obecną ceną rynkową, co jest podejściem niewłaściwym, bo np. kiedyś nieruchomość była na obrzeżach miasta i bez pełnej infrastruktury, a dziś znajduje się w centrum Mokotowa, czy Ursynowa i ma wszystkie media. Taką samą zasadę wyceny proponuje też minister  Jaki w projekcie ustawy, z czym się nie zgadzam, bo to jest niemoralne podejście i będzie nas kosztować kilkadziesiąt miliardów dolarów, aczkolwiek jest wynikiem orzecznictwa sądów.

Nie odlicza się też obecnie wartości przedwojennych nieopłaconych hipotek ciążących na nieruchomości na ich zakup lub budowę budynków, których udzielał najczęściej bank hipoteczny, będący własnością ówczesnego Miasta Warszawy, co uważam za błąd.

Według dekretu odszkodowania powinny być wypłacone w miejskich papierach wartościowych, a nie w gotówce, jak to się czyni dotychczas, czego nie rozumiem.

Sposób wypłaty odszkodowań w papierach wartościowych proponuje ustawa reprywatyzacyjna ministra Jakiego.

Dekretowe prawo do żądania odszkodowania zamiast zwrotu powstawało w terminie 6 miesięcy od przejścia gruntu przez ówczesne miasto Warszawa i wygasało po upływie kolejnych 6 miesięcy.

Nie jest mi znana dokumentacja dotycząca tych wniosków i ich los.

Wnioski o zwrot nieruchomości były obwarowane wysoką opłatą skarbową, na którą wielu nie było stać, choć nie wynikała ona z dekretu, a wręcz przeciwnie. Dekret zwalniał z takich opłat. Zatem zarządzenia w tym zakresie były bezprawne i były podstawą do odrzucenia nieopłaconego wniosku.

Dziś też nie wiem czemu nie uznaje się wniosków o zwrot, jeśli nie były opłacone.

Przyjmuję rozwiązanie w projekcie ustawy ministra Jakiego, by nie zwracać nieruchomości, tylko wypłacać odszkodowanie, szczególnie jeśli są z lokatorami. Ale szokują mnie przepisy ustawy, z których wynika, że nie należy wypłacać odszkodowań obywatelom, których nie było w Polsce w czasie nacjonalizacji w 1946 r., nawet jeśli ich pełnomocnicy zgłosili roszczenia. To wyłącza emigrantów i Sybiraków. By dostać odszkodowanie trzeba według ministra Jakiego być obecnie obywatelem Polski. To jest jawna nacjonalistyczna segregacja. Odszkodowania mają być wypłacane byłym właścicielom lub ich spadkobiercom, ale tylko w pierwszej linii wstępnej, czyli tylko dzieciom, a nie braciom czy wnukom. A przecież wielu z nich już nie żyje.

Projekt ustawy Jakiego odnosi się również do niektórych rodzajów nieruchomości odebranych przez komunę w całej Polsce na podstawie ówczesnych przepisów, aczkolwiek stosowanych bezprawnie. Mój dziadek był przed wojną właścicielem odebranych przez komunę nieruchomości poza Warszawą, ale nie przekazał tego majątku mojej mamie przed swoją śmiercią. Wiele odebranych przedsiębiorstw/nieruchomości nie spełniało przyczyn nacjonalizacji. Mama dziś ma 97 lat, co jest cudem, więc jej się będzie należało odszkodowanie wg projektu ustawy Jakiego, ale mnie już nie. Nie wiem czy mama dożyje, jak wielu innych.

Paradoksem jest, że dekret pozwalał na zwrot nieruchomości lub wypłatę odszkodowań następcom prawnym byłych właścicieli, czyli nabywcom roszczeń zwanych dziś handlarzami. Ustawa ministra  Jakiego nie dopuszcza takiego rozwiązania, co w istocie jest bezprawiem w świetle Konstytucji i kodeksu cywilnego, szczególnie jeśli takie umowy zostały zawarte przed wejściem w życie ustawy ministra Jakiego.

Trudno uznać za sprawiedliwość wypłatę odszkodowań w kwocie 20-25 % wartości nieruchomości, szczególnie że innym wypłacano 100 %, chociaż jest precedensowa norma z ustawy o mieniu zabużańskim.

Niezgodną z Konstytucją jest propozycja w ustawie, by wygasić wszelkie obecne postępowania sądowo–administracyjne o zwrot, które się ciągną od wielu lat.

Wykluczono też w nowej ustawie odszkodowania dla przedwojennych osób prawnych spółek, fundacji, spółdzielni, stowarzyszeń. To jest nierówne traktowanie podmiotów, co też jest niezgodne z Konstytucją.

Zwracam przy okazji uwagę, że państwo polskie powinno systemowo, np. przez stosowną fundację, wesprzeć byłych właścicieli w procesach o odszkodowania za zrujnowane nieruchomości w wyniku wojny od Niemiec w ramach reparacji.

O reparacje z tego tytułu nie powinno występować Państwo, bo chyba w istocie nie ma tytułu. Ale jeśli taki tytuł jest (nie jestem znawcą prawa międzynarodowego), to powinno je wypłacić obywatelom, którym mienie zniszczono.

Ustawa ministra Jakiego wyklucza odszkodowania za znacjonalizowane przez komunę apteki, przedsiębiorstwa poza Warszawą i majątki ziemskie podlegające i niepodlegające reformie rolnej. Ona dotyczy całej Polski, ale nie dotyczy wszelkiego mienia odebranego bezprawnie przez komunę.

Mówić o ministrze Jakim bolszewik, to mało, bo on przerasta Bieruta. Odrębną kwestią jest, że ustawa po prostu jest niechlujna od strony prawnej.

Powyższy artykuł nie ma na celu deprecjacji działań ministra Patryka Jakiego przeciwko mafii warszawskiej, w której to walce go popieram.

Bogdan Żmijewski

  1. Minister Jaki, ani nikt z Ministerstwa Sprawiedliwości nie przyszedł na obrady Specjalnej Komisji Sejmowej zajmującej się ustawą reprywatyzacyjną.
  2. Ż.

 

Od redaktora:

Przytaczam fragment art. 13 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej: „Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania […] komunizmu, a także tych, których program lub działalność dopuszcza nienawiść {…} narodową […]”.

Zapisy projektu ustawy o reprywatyzacji, które autoryzuje Patryk Jaki, oprócz rozwiązań słusznych przewiduje rozwiązania bolszewickie. Do rozwiązań bolszewickich zaliczam zniesienie własności prywatnej, bo w istocie właściciele i ich następcy prawni, w tym spadkobiercy w drugim pokoleniu, nie będą mogli odzyskać własności. Uwaga ta dotyczy również nowelizacji ustawy o komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji autorstwa Patryka Jakiego.

Przestrzegam posłów i senatorów głosujących za bolszewickimi przepisami oraz osoby podpisujące ustawy z zapisami bolszewickimi, z zapisami mającymi charakter nacjonalistycznej segregacji, przed naruszeniem naszej Konstytucji. Istnieje podstawa do postawienia ich przed Trybunałem Stanu a partie polityczne, które udzielą wsparcia takim zapisom ustawowym mogą zostać zdelegalizowane.

Andrzej Rogiński

 

Udostępnij

About Author