Bogdan Żmijewski
Człowiekowi, który ma naturę sługusa jest wszystko jedno komu będzie służył, byle miał interes. W Polsce takie historie znane są od wieków. Ich skutkiem była Targowica i Rozbiory, a narzędziem liberum veto oraz przekupstwo. Wśród Targowiczan było wielu tzw. jurgieltników (od niemieckiego jahrgeld, czyli pensja roczna), służących obcym interesom.
Dziś to są stypendia i granty oraz przeróżne nagrody zachodnich „fundacji” np. dla polityków za rozłożenie polskiej gospodarki w okresie transformacji. Za komuny były to stanowiska partyjne i sklepy za żółtymi firanami oraz talony na samochody i przydziały na mieszkania itp. itd. Mamy też negatywne peregrynacje w czasie II Rzeczpospolitej.
Zadziwia, że części narodu z takimi doświadczeniami historycznymi brakuje refleksji i wykształconych zachowań odrzucających klientelizm. Piłsudski powiedział, że my wchodzimy innym po palcu do dupy, a potem zostajemy obsrani.
„Polskość to choroba” według Donalda Tuska. Postanowiono więc nas obecnie wynarodowić oraz włączyć w socliberalny i multi-kulti system europejski, przyjmując na europejskie salony przy licznym i bezkrytycznym akompaniamencie różnych sługusów z wielu partii.
Dziś, gdy idea polskości odżywa w narodzie, jest zwalczana na wiele sposobów i nazywana jest faszyzacją lub nacjonalizmem. Jednocześnie nie zauważa się, że to Polacy narażali swoje życie w czasie II wojny swiatowej ratując Żydów i Cyganów. Robiono to społecznie i urzędowo tj. przez organ państwa podziemnego, jakim była organizacja Żegota. I to wszystko, gdy jednocześnie w Polsce groziła za to kara śmierci.
Idea zjednoczonej Europy bardzo mi się podoba. Ale jako Europa Narodów, a nie państwo federacyjne. Nie wierzę bowiem w szczerość deklarowanej solidarności europejskiej.
Trzeba bowiem pamiętać, ile to razy byliśmy wykiwani przez zadeklarowanych przyjaciół. Zaczęło się już pod Wiedniem, bo gdy Sobieski zwyciężył, to go potraktowano jak pachołka. Trzeba też przypomnieć fałszywe i puste działania Ligii Narodów oraz rok 1939 r. i deklaracje, a potem puste groźby Francji i Anglii wobec Niemców, oraz ich wcześniejsze milczenie, mimo wiedzy o pakcie Ribbentrop – Mołotow. Przecież inaczej byśmy wtedy pokierowali swoimi wojskami. Jeszcze wcześniej była odmowa Francji na propozycję Piłsudskiego wojny prewencyjnej, by w zarodku wspólnie zniszczyć rozwój hitlerowskiego nazizmu.
Był też traktat w Locarno, który osłabił międzynarodową gwarancje naszych granic po I wojnie światowej. Były pomysły Zachodu byśmy w latach trzydziestych tj. 10 lat po wojnie polsko – bolszewickiej przepuścili przez Polskę Rosjan by ci zniszczyli Hitlera, bo Zachodowi nie chciało się walczyć. A w 1938 roku namawiali nas byśmy się zgodzili na niemiecki korytarz eksterytorialny z Niemiec do Prus Wschodnich i oddali Gdańsk.
Niewiele inaczej było w czasie wojny polsko – bolszewickiej w 1920 r., gdy Niemcy, Wolne Miasto Gdańsk i Czesi oraz Austria odmówiły tranzytu dla transportu broni z Francji i Węgier do Polski. Pomogli wtedy Węgrzy i Rumuni. Dali transport i swoją amunicję.
W 1863 r. Zachód był obojętny wobec Powstania, bo mieli interesy z Rosją. Francuzi deklarowali rewolucyjną pomoc w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej, ale pozostali przy pustosłowiu. Konsekwencją były późniejsze rozbiory Polski między sąsiadów, którzy mimo wzajemnej wrogości dogadywali się ponad naszymi głowami nie po raz pierwszy i nie ostatni. Była też Jałta i Poczdam. Zachodni politycy zawsze bowiem mieli filozofię życia czyimś kosztem, począwszy od kolonializmu aż do dzisiaj przez neokolonializm i globalizację oraz protekcjonalizm.
Aby naród zaczął myśleć inaczej, należy go od nowa nauczyć historii, ale nie poprzez same daty zdarzeń historycznych, ale przez nazywanie zjawisk i spraw po imieniu, a szczególnie ich skutków dla Polski.