Przemysław Miller
Teoretycznie stara Sadyba jest jedna i winna tworzyć monolit w każdym aspekcie swojego bytu, a tym bardziej rozwoju. Niestety, tak jednak nie jest. Sadyby są dwie i to nie za sprawą podziału na część wschodnią i zachodnią, ale ogromnych różnic odróżniających je w ich rozwoju inwestycyjnym. Widać to na wielu płaszczyznach tej tkanki miejskiej.
Przedwojenną Sadybę zamieszkiwała elita II Rzeczypospolitej – wysocy rangą generałowie, adiutanci marszałka Józefa Piłsudskiego i minister spraw zagranicznych Józef Beck.
Dziś jest to urokliwa, malownicza i zaciszna część Dolnego Mokotowa, która kultywuje za sprawą mieszkańców swoje przedwojenne tradycje, gdzie zachowało się wiele zabytkowych willi o nietuzinkowej historii dawnych lokatorów.
Wydawać by się mogło, że Sadyba Miasto Ogród, które otoczone jest opieką konserwatora zabytków, winno być perłą w koronie wśród mokotowskich osiedli. Perłą z pewnością jest, ale nie bynajmniej w owej koronie, a wśród całej listy wieloletnich infrastrukturalnych zaniedbań. Sytuacja owych zaniedbań nie jest jednak równa dla całego obszaru, na którym wyróżnia się szczególnie zadbana i dofinansowana przez władze dzielnicy Mokotów część wschodnia, której „salonem” jest gustownie zrewitalizowany z zachowaniem historycznych detali Skwer Starszych Panów. Okolica jest bardzo zadbana, zieleń starannie konserwowana, jest mały placyk zabaw dla dzieci, ławki, kosze na śmieci, ciąg latarni gazowych, modna knajpka, słowem wszystko, co winno być wyznacznikiem wysokiego standardu infrastrukturalnego w obrębie starej Sadyby. Część okolicznych ulic może poszczycić się również przepiękną starą przedwojenną kamienną nawierzchnią – „kocimi łbami”. Dużą atrakcją jest też zadbana i wypełniona wodą fosa z zachowaniem jej naturalnej trzcinowej roślinności, która jest pod stałym nadzorem odpowiednich służb miejskich.
Jednak zupełnie inaczej wygląda już jej zachodnia część po przeciwnej stronie ulicy Powsińskiej. Niby to też Sadyba Miasto Ogród i też teren objęty działaniami konserwatora zabytków i podległy jurysdykcji władz dzielnicy, ale…, i tych ale jest tu całe multum i to bynajmniej nie w aspekcie pozytywnym dla jej mieszkańców.
Sadyba, o której jest tu bowiem mowa, to Sadyba w klasie „B”, a nawet „C”, z wyraźnymi symptomami wieloletniego niedoinwestowania i permanentnego braku podstawowych remontów dotyczących tutejszej infrastruktury, która przekłada się bezpośrednio na standard życia jej mieszkańców. Taki sposób działania i myślenia ze strony władz dzielnicy nasuwa uzasadnione podejrzenia, że jest ona wraz ze swoimi mieszkańcami sprowadzona wyłącznie do statusu przysłowiowej „dojnej krowy”, która ma zasilać regularnie budżet Mokotowa z tytułu całej listy podatków. Inwestycji jest tu jak na lekarstwo, remontów również. Nawierzchnie i chodniki ulicy Orężnej i Okrężnej swoim wyglądem przypominają do złudzenia te, które w czasie wojny były poddane ciężkiemu ostrzałowi artyleryjskiemu. Płyty chodnikowe i krawężniki są połamane, popękane lub ich najzwyczajniej brakuje w wielu miejscach. Uliczna zieleń jest najogólniej mówiąc zaniedbana, trawniki zaśmiecone – tak to też jest Sadyba Miasto Ogród, pytanie tylko czy jest to jeszcze aby teren objęty działaniami władz Mokotowa?
Braki w podstawowej infrastrukturze tkanki miejskiej z roku na rok obniżają standard życia okolicznych mieszkańców. Na ulicach tworzą się nawet po niedużych opadach gigantyczne kałuże z zalegającą w nich wodą skrywającą niebezpieczne dziury, powyłamywane, nierówne chodniki przypominają raczej tory przeszkód na poligonie aniżeli bezpieczne ciągi komunikacyjne dla pieszych, po których poruszają się dzieci i osoby starsze. Stare nieprzycinane przez lata i łamiące się niczym zapałki drzewa są poważnym zagrożeniem dla życia ludzkiego i samochodów pozostawionych w ich obrębie. To nie jest żadna apokaliptyczna wizja życia po zachodniej stronie Sadyby Miasta Ogrodu, ale jego szara i codzienna proza życia.
Wydawać by się mogło, że antidotum na taki stan rzeczy skoro władze dzielnicy zawodzą na całej linii może być a nawet powinno być dla mieszkańców Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Miasto-Ogród Sadyba – otóż nic bardziej mylnego. Towarzystwo zajęte jest od lat upiększaniem wyłącznie swojej części Sadyby, tj. otoczenia najbliższego miejsca swojego zamieszkania. Tam też ściąga najwięcej inwestycji dokonywanych przez dzielnicę. Tym samym przeciwna strona historycznego osiedla popada w ruinę strukturalnego niedofinansowania. Wszystkie nośne medialnie projekty, które winny swoim zasięgiem obejmować teren całego Miasta Ogrodu Sadyba były i są realizowane po jej wschodniej stronie, no chyba, że są to latarnie gazowe, które korzystają z infrastruktury gazowej pewnej spółki i ta kilka lat temu dokonała ich rewitalizacji. Niemniej Towarzystwo nie zwraca już uwagi co dalej się z nimi dzieje i w jakim są stanie, a dzieje też już wiele, bo pewna ich ilość została już zdewastowana, a niektóre z nich m.in. na ulicy Orężnej świecą nawet w dzień. Taki stan rzeczy jest nie do pomyślenia po przeciwnej stronie Sadyby, bo tam „działa” Towarzystwo, którego statut obejmuje teren całego historycznego ogrodu. Jak widać nie do końca i to też jest problem, bo zachowuje się ono i traktuje pieniądze z budżetu dzielnicy jak swoją własność wykorzystując je partykularnie do inwestycji na swoim terenie. Na pytanie dlaczego tak jest i ten stan rzeczy wciąż trwa można usłyszeć z ust jego prezesa odpowiedź, ze to wina ludzi, bo są leniwi, aspołeczni i nie chcą wstępować do jego Towarzystwa. Dziwne to rozumowanie dla władz Towarzystwa, które ma w swojej nazwie słowa „społeczno-kulturalne”. Jak widać ma, ale znaczenia tych słów zupełnie nie rozumie i swoimi działaniami prowadzi nie do budowania jedności i wspólnoty mieszkańców, ale ich zdecydowanego podziału.
Mieszkańcy Sadyby Miasta Ogrodu nie mają nijakiego obowiązku wstępowania w szeregi owego Towarzystwa aby podnieść sobie poziom jakości życia w miejscu swojego zamieszkania, bo to spoczywa na władzach dzielnicy Mokotów, z drugiej zaś strony dzielnica Mokotów nie ma obowiązku realizowania wybranych i podsuwanych mu na biurka pomysłów płynących z ww. towarzystwa, które tak ochoczo przyklaskuje różnym pomysłom władz dzielnicy w imię „oczywiście” wysokiego poparcia i mandatu zaufania ze strony wszystkich mieszkańców Sadyby Miasta Ogrodu.
Fot. Przemysław Miller
Od redaktora:
Na stronie internetowej Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Miasto – Ogród Sadyba można zapoznać się ze sprawozdaniem Zarządu za minioną kadencję. Dokonania są imponujące. Stowarzyszenie to jest laureatem Nagrody Południa za doroczne przeprowadzanie Festiwalu Otwarte Ogrody Sadyba. Trudno jednak wymagać od osób społecznie działających, by zastępowały samorząd dzielnicy Mokotów.
Widziałem dysproporcje pomiędzy zadbaną częścią wschodnią a pozostawioną samą sobie częścią zachodnią. Czego nie dopatrzą urzędnicy,, to powinni zauważyć radni. Ale ich tam nie było przez cztery lata kadencji. Partyjnych radnych zdają się bardziej interesować dyrektywy ich władz niż interes mieszkańców.
Dotychczasowe wysiłki Towarzystwa zasługują na pochwałę. Jestem przekonany, że spostrzeżenie reportera „Południa” zwróci ich uwagę na sprawy, którymi warto się zająć. Warto dopilnować radnych by wzięli się do roboty.
Andrzej Rogiński