czwartek, 5 grudnia

Plac Piłsudskiego placem Zgody

Google+ Pinterest LinkedIn Tumblr +

Wiesław Ratyński

Oczywiście nie chodzi o zmianę obecnej nazwy placu Józefa Piłsudskiego w Warszawie na podobieństwo paryskiego Place de la Concorde. Chodzi o deklarację prezydenta RP, Andrzeja Dudy z 11 listopada 2018 r. o odbudowie pałacu Saskiego, którą większość społeczeństwa przyjęła pozytywnie. Ta inicjatywa może być tez impulsem do uczynienia z tego miejsca placu zgody politycznej. Ale zamiar przywrócenia stolicy pałacu Saskiego to dopiero pierwszy, może istotny, ale tylko mały krok w uporządkowaniu urbanistycznym i architektonicznym najważniejszego placu w Polsce.

Cieszy powrót do idei odbudowy pałacu Saskiego, której inicjatorem był prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Za jego prezydentury rozpoczęły się w 2006 r. prace budowlane, przerwane dwa lata później przez H. Gronkiewicz-Waltz. Nowa prezydent z powodu kryzysu gospodarczego wstrzymała prace przy odbudowie pałacu przeznaczając pieniądze – jak wtedy uzasadniano – na pilniejsze cele (most Północny). Ale nie obcięto wówczas środków np. na nowy stadion miejski przy ul. Łazienkowskiej, który z miastem ma niewiele wspólnego, bo do dziś dzierżawi go firma prywatna – właściciel zespołu piłkarskiego Legia. Zespół ten mógłby z powodzeniem rozgrywać swoje mecze na wykorzystywanym piłkarsko kilka razy w roku Stadionie Narodowym, tak jak kiedyś w latach 60. Gwardia Warszawa grała mecze na Stadionie Dziesięciolecia. Nawet tak bogate miasto Monachium ma jeden stadion, na którym mecze rozgrywają słynny Bayern i trzecioligowy TSV 1860 Monachium.

Myślę, że zaniechanie w 2008 r. odbudowy przez Ratusz pałacu Saskiego było decyzją polityczną. Pani Gronkiewicz-Waltz wielokrotnie wyrażała publicznie, że jest przeciwna odbudowie pałacu Saskiego. Ostatnio wręcz ironicznie stwierdziła dla „Faktów po Faktach” (TVN24), że chcą (czyli obecne władze rządzące) odbudowy kamienicy zbudowanej przez rosyjskiego kupca. Zresztą w podobnym duchu wypowiadała się b. minister resortu kultury w rządzie PO-PSL prof. Małgorzata Omilanowska. Stwierdziła dla „Gazety Wyborczej”, że pałac Saski to śmiertelnie nudna fasada przeciętnego biurowca z XIX w., a poza tym czy można zapomnieć, iż okrył się niesławą bycia siedzibą dowództwa wojsk rosyjskich, które zdusiły powstanie styczniowe. Jeśli przyjąć taki tok rozumowania, to warto przypomnieć pani profesor, że nie mniejszą sławą okryły się pałac Namiestnikowski i Belweder (obecne siedziby Prezydenta RP). W  wypowiedziach ww. pań podkreślano wartość historyczną zachowanej ruiny Grobu Nieznanego Żołnierza, która powinna pozostać w obecnym kształcie jako pamięć czasów wojny. Ale to nie jest faktyczna ruina Grobu, którą pozostawił okupant niemiecki.

Warto oponentkom odbudowy pałacu Saskiego przypomnieć za Józefem Sigalinem, (Warszawa 1944-1980. Z archiwum architekta), że ostateczny kształt obecnego Grobu Nieznanego Żołnierza nadano w 1946 r. Z polecenia ówczesnych władz dokonano rozbiórki i wysadzenia pozostałości zniszczonych przez okupanta niemieckiego ruin dawnego pałacu Saskiego (także pałacu Brühla), co spotkało się z krytyką dziekana i rady wydziału architektury Politechniki Warszawskiej zaniepokojonych losem wybitnych pomników architektury. Celem rozbiórki było przystosowanie placu Saskiego i samego Grobu do wielkiej defilady wojskowej, która odbyła się 9 maja 1946 r. z okazji Dnia Zwycięstwa. Podczas uroczystości marszałek Rola-Żymierski przekazał władzom miejskim uporządkowany przez wojsko plac już jako plac Zwycięstwa oraz Grób Nieznanego Żołnierza, „obudowany trójarkadowym „ogryzkiem”, jaki pozostał po przedwojennej kolumnadzie” (słowa varsawianisty Jerzego S.Majewskiego).

Ale były i są – i to w większości – głosy diametralnie przeciwne do poglądów ww. pań.  Wybitne nazwiska, wśród nich prof. Marek Kwiatkowski, prof. Aleksander Gieysztor, prof. Jan Zachwatowicz, Olgierd Budrewicz, prof. Lech Kaczyński, a także obecny Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków prof. Jakub Lewicki i wielu zwykłych obywateli, w tym i warszawiaków jak niżej podpisany, którzy nie widzieli na oczy murów pałacu Saskiego, bo urodzili się już po II Wojnie Światowej, a mają jednak do tej budowli wielki sentyment.

Pałac Saski to kawał historii Polski. To przecież rezydencja królów polskich (Augusta II Mocnego i Augusta III Sasa), to miejsce związane z najwybitniejszym kompozytorem polskim Fryderykiem Chopinem, który w murach pałacu spędził sześć lat swojego życia  (1811-1817). W mieszkaniu na drugim piętrze od ulicy Wierzbowej objawił się jego wielki talent muzyczny. W 1811 r. w pałacu Saskim odbyła się wielka feta z okazji imienin księcia Józefa Poniatowskiego i była podobno „najświetniejszą ucztą Księstwa Warszawskiego.”, w której uczestniczyły delegacje wszystkich pułków i piękne, „najczcigodniejsze damy, jak księżna generałowa Izabela Czartoryska, pani Zamojska, Stanisława Potocka, księżna Radziwiłłowa, wojewodzina wileńska.” * W II Rzeczpospolitej w pałacu Saskim mieścił się Sztab Generalny Wojska Polskiego. Częstym gościem był marszałek Józef Piłsudski. W jednej z części pałacu kryptolodzy z Biura Szyfrów złamali kod niemieckiej Enigmy.

Wraz z odbudową pałacu Saskiego powinno się odtworzyć całą pierzeję zachodnią placu Piłsudskiego, w tym najpiękniejszy – moim zdaniem – pałac warszawski: pałac Brühla. I na tym nie poprzestać. Konieczne jest całościowe uporządkowanie placu. Młodzi architekci ze stowarzyszenia Forum Rozwoju Warszawy przedstawili kilka lat temu koncepcję zagospodarowania całego placu. Proponują oni, by oprócz pałacu Saskiego i kamienic przy ul. Królewskiej postawić jeszcze dwie oficyny pałacowe przy północnej (przed biurowcem Metropolitan) i południowej pierzei placu (naprzeciwko hotelu Sofitel, dawna Victoria), które zaborca rosyjski zburzył pod koniec XIX w., robiąc miejsce przyszłemu soborowi Aleksandra Newskiego. Wschodnią część placu zamknęłaby nowa prestiżowa aleja Zwycięstwa, na której w centralnym miejscu na wprost Grobu Nieznanego Żołnierza stanąłby pomnik marszałka Piłsudskiego (przesunięty z obecnego parkingu, znalazłby się wreszcie na placu, a nie przy placu swego imienia). W ten sposób plac stałby się miejscem zwartym, spójnym architektonicznie, a nie – jak to ma miejsce dziś – tylko wielkim betonowym wygonem.

Oczywiście taka koncepcja uporządkowania placu wymusi usunięcie (przeniesienie w inne miejsce) stojących od niedawna pomników Smoleńskiego i Lecha Kaczyńskiego,. zupełnie nie pasujących do tego miejsca. Postawionych bez żadnych konsultacji z warszawiakami i władzami miasta, faktycznymi gospodarzami terenu. Jarosław Kaczyński na jednej z konwencji PiS w Jasionce k/Rzeszowa mówił o estetyzacji kraju, Polska powinna stawać się coraz piękniejsza. Przykład placu Piłsudskiego z postawionymi przez środowisko PiS pomnikami przeczy tej tezie.

Pomniki te nie są monumentami o wysokiej randze artystycznej, ale zaistniały w przestrzeni stołecznej i trzeba je sensownie zagospodarować. Miejscem godnym dla pomnika Lecha Kaczyńskiego byłyby okolice ronda Daszyńskiego, rzeźba mogłaby być swoistym zaproszeniem do zwiedzania Muzeum Powstania Warszawskiego, zwłaszcza po jego modernizacji od strony ul. Towarowej. Część dotychczasowej ulicy Towarowej od ronda Daszyńskiego do al. Solidarności można by przekształcić w aleję Lecha Kaczyńskiego. Myślę, że nowa arteria byłaby i reprezentacyjna i godna patrona, zaś pozostała część ulicy Towarowej zachowałaby historyczną nazwę, rozciągając się od ronda Daszyńskiego do placu Zawiszy.

Większe problemy byłyby z przeniesieniem pomnika smoleńskiego. Najlepszym rozwiązaniem byłoby podarowanie monumentu innemu miastu, w ostateczności można byłoby go przenieść w al. Żwirki i Figury na wprost wjazdu do wojskowego portu lotniczego na Okęciu, skąd członkowie polskiej elity wyruszyli w 2010 r. w ostatnią drogę swego życia.

Przed odbudowany Pałac Saski powinien powrócić pomnik księcia Józefa Poniatowskiego. Stał on tam prawie od zawsze, tj. od 1923 r. Rozbity w 1944 r. przez hitlerowców został zrekonstruowany i jako dar państwa Danii ofiarowany w 1952 r. Warszawie (autorem figury był wybitny rzeźbiarz duński doby klasycyzmu Berthel Thorvaldsen). Ówczesne władze PRL schowały go w Łazienkach (przed Pomarańczarnią) i  zgodziły się w 1965 r. przenieść przed pałac Namiestnikowski na Krakowskim Przedmieściu.

Przeciwnikom przenoszenia pomnika księcia Józefa Poniatowskiego przypomnę, iż pomnik ten jest najbardziej wędrującym pomnikiem warszawskim. Idea pomnika zrodziła się w rok po tragicznej śmierci księcia generała w nurtach Elstery w 1813 r., na czele społecznego komitetu stanął wówczas książę Adam Kazimierz Czartoryski. Pomnik nie został odsłonięty, bo wybuchło Powstanie Listopadowe, a rzeźbę wywieziono do prywatnej rezydencji krwawego namiestnika Królestwa Polskiego Iwana Paskiewicza w Homlu. Do Warszawy wróciła w 1922 r. i w rok później stanęła przed Pałacem Saskim.

Nieprzypadkowo pomnik księcia Józefa Poniatowskiego stanął przed pałacem Saskim. Związki księcia z pałacem i przylegającym doń placem były bardzo ścisłe. Książę często uczestniczył w przeglądach i ćwiczeniach wojsk na Placu Saskim.

Na zwolnionym miejscu przed pałacem Prezydenckim mógłby stanąć nowy pomnik smoleński. To miejsce wybrał naród, który w 2010 r. spontanicznie i gremialnie okazał uczucie żalu po śmierci ofiar katastrofy lotniczej. Nowy pomnik musiałby być bryłą o  najwyższych walorach artystycznych i architektonicznych, postumentem wyłonionym w międzynarodowym konkursie.

A co mogłoby się mieścić w odbudowanym Pałacu Saskim? Ostatnio wypowiedział się w tej sprawie marszałek Senatu, który chce, aby pałac Saski stał się nową siedzibą Senatu. To dobry pomysł, zwłaszcza że ta idea mogłaby być szybko zrealizowana. Ale Senat nie wypełniłby całej przestrzeni pałacu. Część pałacu, w której zachowały się zabytkowe fragmenty pochodzące z XVII w., można byłoby przeznaczyć na oddział Muzeum Historii Polski, poświęcony dwóm tematom: historii Grobu Nieznanego Żołnierza (nie ma takiej do tej pory ekspozycji) oraz upamiętnienia działalności prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej, zwłaszcza tragicznie zmarłych prezydentów Gabriela Narutowicza (został zamordowany w pobliskiej Zachęcie), Ryszarda Kaczorowskiego i Lecha Kaczyńskiego. Gdyby został odbudowany także pałac Brühla na siedzibę MSZ (tej instytucji bardzo potrzeba reprezentacyjnych pomieszczeń, obecna siedziba przy alei Szucha nie spełnia tej funkcji; wiem coś na ten temat, bo pracowałem w MSZ w latach 1989 – 2016), to Warszawa doczekałaby się wreszcie budowli godnych stolicy czołowego państwa Unii Europejskiej.

Sprawa odbudowy pałacu Saskiego, szerzej uporządkowania placu Piłsudskiego – to zadanie dla całej klasy politycznej naszego państwa. Bo to nie jest tylko problem obecnej władzy czy warszawskiego Ratusza, tym interesuje się społeczeństwo, które chce doczekać się jeszcze za swojego życia dobrego rozwiązania, aby plac Piłsudskiego miał właściwą do swego znaczenia rangę i stał się wizytówką państwa.

Pierwszym krokiem w dobrym kierunku było 27 lutego br. spotkanie marszałka Senatu z prezydentem Warszawy, w efekcie powołanie wspólnego zespołu roboczego ds. pałacu Saskiego. Z nadzieją wypada teraz czekać na owocne wyniki pracy powołanych ekspertów.

Wiesław Ratyński

* cytuję za Jerzym Skowronkiem „Książę Józef Poniatowski” Ossolineum, 1986.

Reprodukcja pocztówki, na której widać pomnik księcia Józefa Poniatowskiego ustawiony przed siedzibą Sztabu Generalnego

Udostępnij

About Author