Anna Tomasik
Jak Polska długa i szeroka trudno chyba znaleźć gazetę, która może poszczycić się aż tak długim stażem swojej bytności na rynku prasowym. I nie ważne, że lokalnym, obejmującym swoim zasięgiem tylko połowę obszaru stolicy. Tygodnik „Południe” nieprzerwanie od 25. lat jest głosem warszawiaków i wciąż pełni rolę lokalnego obywatelskiego przekaźnika informacyjnego. Obserwuje, wspiera, ocenia, interweniuje, a także… krytykuje. Bo zarówno Andrzej Rogiński, wydawca i redaktor naczelny gazety, jak i związani z nią dziennikarze nie boją się tematów trudnych i są zawsze tam, gdzie dzieje się coś ważnego.
1 kwietnia 1994 roku to dla Czytelników data historyczna. Tego dnia bowiem do ich rąk trafił pierwszy numer gazety „Południe”. Wydawana niegdyś w trzech mutacjach „Głos Mokotowa, Ursynowa, Wilanowa”, „Głos Śródmieścia, Żoliborza i Bielan” oraz „Południe – Bemowo, Ochota, Ursus, Włochy, Wola” na początku 2016 roku przeszła metamorfozę i od tego czasu ukazuje się jako „Południe. Głos warszawiaków”.
Swój zacny jubileusz „Południe” obchodziło w miniony czwartek w gościnnych progach Multimedialnej Biblioteki dla Dzieci i Młodzieży nr XXXI przy ulicy Tynieckiej 40 na Mokotowie. Było uroczyście i dostojnie.
– Witam wszystkich przyjaciół Południa! Listy obecności nie odczytuję, bo wszyscy jesteśmy sobie równi. Każde spotkanie, które robimy dorocznie ma jakąś myśl przewodnią. Dzisiejszą myślą jest „wspólnota”. Bez względu na poglądy, przekonania, wiarę tutaj przyszli wszyscy, różni ludzie. I popatrzcie, jak my się wzajemnie lubimy. Bardzo bym chciał, żeby ludzie darzyli się wzajemnie szacunkiem. Tak, jak „Południe” zawsze z szacunkiem odnosiło się do swoich czytelników. Jesteście czytelnikami i współtwórcami „Południa”. To, jakie „Południe” było przez te 25 lat to także zasługa was. I za to bardzo dziękuję! – powiedział na wstępie Andrzej Rogiński, redaktor naczelny i wydawca gazety. Podziękował dzielnicom Mokotów i Ursynów za wsparcie materialne uroczystości.
- edycja Nagrody Południa
Zgodnie z tradycją wręczone też zostały coroczne Nagrody Południa, które są publiczną formą podziękowania laureatom za ich aktywność lokalną oraz formą upowszechniania wartości niesionych przez tychże laureatów.
– Dzisiaj świętujemy nie tylko 25-lecie „Południa”, ale i 20-lecie przyznawania Nagrody Południa. Jest to znana i obecnie jedna z ważniejszych nagród w Warszawie. I jest to jedna z nielicznych, którą przyznaje kapituła. To jest Nagroda, którą mieszkańcy Warszawy poprzez członków Kapituły wręczają innym mieszkańcom za to, że coś zrobili dla innych – podkreślił redaktor Rogiński.
Tradycyjnie też wszyscy laureaci Nagrody Południa otrzymali Lustra Południa.
– Otrzymujecie je po to, byście mogli spojrzeć w to lustro w każdym dniu swego życia bez obrzydzenia moralnego – podkreślił z uśmiechem na twarzy niestrudzony w swoich pomysłach Andrzej Rogiński.
Kapitułę Nagrody Południe tworzą dotychczasowi laureaci. I oni też wręczali je w tym roku.
– Kompozytor, muzykolog. Wykładowca, pedagog. Pół wieku wykładów w Wyższej Szkole filmowej i Telewizyjnej na wydziale reżyserii. Wykładał również gościnnie w Londynie oraz we Francji: w Europejskiej Akademii Filmowej w Strasburgu i na Uniwersytecie Leonarda Da Vinci w Paryżu. Wymieniany jednym tchem wśród największej trójki twórców muzyki filmowej w Polsce obok Krzysztofa Komedy i Wojciecha Kilara – podkreślił Marek Szymański wręczając z nieskrywanym wzruszeniem Nagrodę Południa za „muzykę, która łagodzi obyczaje” profesorowi sztuki filmowej, maestro Henrykowi Kuźniakowi, który zasiadając za fortepianem przypomniał wszystkim autorską muzykę z polskiego szlagieru kinowego wszechczasów „Vabank” w reż. Juliusza Machulskiego.
– W przeciwieństwie do polskiego filmu przedwojennego, który obfitował w przeboje głównie Henryka Warsa, polski film powojenny mimo wielu przejawów, że jest wspaniały, uwielbiany i kochany przez nas do dzisiaj to przynajmniej do tych nowych wolnorynkowych czasów nie obfitował w utwory, który były zapamiętywane przez całe pokolenia widzów (…). Istotną rzeczą jest to, że Henryk Kuźniak stworzył utwór dla polskiego kina, który na zawsze przeszedł do historii: „Vabank”! – zwrócił uwagę Andrzej Bukowiecki.
– Moja młodość, dzieciństwo to była wojna, naloty, okupacja. Urodziłem się w 1936 roku, a wojna rozpoczęła się trzy lata później. Pochodziłem z rodziny robotniczej i nikt nie myślał, że mogę jakąś karierę muzyczną zrobić. O fortepianie mogłem tylko pomarzyć. Fortepian to był luksus. Lubiłem muzykę, dużo śpiewałem. Organista nawet stwierdził, że jestem dzieckiem muzykalnym i tak ładnie śpiewam. No, ale śpiewakiem nie zostałem. Rodziców było stać na akordeon, który miał dwanaście basów. Ja co najwyżej miałem być muzykantem – wyznał Henryk Kuźniak. – Chciałem serdecznie podziękować Kapitule, że zechciała mnie do tego grona zaliczyć. Jestem wzruszony, że mnie przypadła ta Nagroda.
„Zuzia, lalka nieduża”, „Najłatwiejsze ciasto w świecie”, „O czym marzą dzieci” czy „Pięknie żyć” to tylko niektóre piosenki dla dzieci, do których muzykę napisała Krystyna Kwiatkowska, absolwentka Wydziału Kompozycji Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina. W latach 1993–2001 pracowała w Telewizji Polskiej, tworząc własne, cykliczne programy muzyczne dla dzieci i młodzieży, jak: „Dźwiękogra”, „Muzyczna skakanka” i „Studio pod pięciolinią”. W latach 1998–2006 była kierownikiem muzycznym popularnego programu „Od przedszkola do Opola”. Od 2012 roku jest prezesem Fundacji im. Ireny Kwiatkowskiej. Bo i niewielu też wie, że Krystyna Kwiatkowska jest bratanicą nieżyjącej już aktorki Ireny Kwiatkowskiej.
– Krystynę poznałam przed laty w telewizji, w radio. Ty nauczyłaś mnie rzemiosła muzycznego, dziennikarstwa muzycznego. Uczyła nas, że jak dla dzieci program to ma być najlepszy na świecie. A najlepszy to na przykład ściągnąć Ulę Dudziak ze Stanów dla dzieci! Wychowałaś nas kilkoro młodych, ambitnych i dzięki tobie wiemy, jak to się robi i za to ci dziękujemy (…). Dzięki Krysi istnieje Fundacja im. Ireny Kwiatkowskiej o urokliwej nazwie i nieprzypadkowej „Fik”, która oczywiście zajmuje się proponowaniem twórczości dla dzieci i za to też jesteśmy ci wdzięczni – powiedziała Anna Michalak wręczając wspólnie z Marią Szreder Nagrodę Południa za „wprowadzanie młodych w kulturę” Krystynie Kwiatkowskiej, kompozytorce i autorce piosenek dziecięcych.
– Napisałam około 600 piosenek. Wysłałam „Zuzię” oraz „Na cztery i na sześć” na konkurs piosenki. I ta „Zuzia” przepadła w konkursie. Jury tłumaczyło, że to zbyt rozrywkowa piosenka dla dzieci. A ja miałam marzenie, by tworzyć dla dzieci piosenki, przy których będą one tańczyć, bawić się i śmiać. I żeby w tej sferze aranżacyjnej też nie były takie bardzo dziecinne. I sięgałam po najlepszych wykonawców w sferze muzycznej, znakomitych muzyków, jak Henryk Miśkiewicz grający na saksofonie. Miałam fantastyczny wzór mojej cioci. Ona szczególnie dla dzieci starała się bardzo dobrze grać i wtedy nawet nie droczyła się o honoraria, tylko grała nawet non profit, bo dzieciaków uważała za najważniejszą publiczność. Jako pięciolatka słuchałam radia. Dla mnie ta ciocia to był jakiś magiczny zupełnie świat, ale dzięki temu, że miałam też z nią bezpośredni kontakt i wychowałam się wśród Kwiatkowskich, którzy byli bardzo solidni i pracowici, więc siłą rzeczy starałam się też sprostać tym wymaganiom (…). To ciocia Irena zaprowadziła mnie za rękę do szkoły muzycznej na Grochowie. A mama sprzedała ostatni pierścionek jaki po wojnie jej został i kupiła mi stare niemieckie pianino. I tak to się zaczęło. Cioci bardzo dużo zawdzięczam. Studiowałam kompozycje, pisałam symfonie, a potem to wszystko zostawiłam dla melodii. Bo urodziłam się melodystką, a wtedy na studiach kompozytorskich był zakaz używania melodii. Nie mogłam zdradzić tego, co miałam w duszy – opowiadała Krystyna Kwiatkowska. Nie kryła też wzruszenia i zaskoczenia z przyznanej Nagrody.
Artur „Alf” Andrys, który – jak sam podkreślił – z racji tej, że jest jednym z najstarszych członków kapituły, Nagrodę Południa za „drugie życie pomników Starych Powązek” wręczył Społecznemu Komitetowi Opieki nad Starymi Powązkami im. Jerzego Waldorffa.
– Dziękuje za to wyróżnienie. I gratuluję redakcji 25-lecia, zaś redaktorowi Andrzejowi Rogińskiemu 25 lat służby. Dziękuję za „Południe”. Jerzy Waldorff miał niezwykłą siłę przebicia i wielką energię. Zajmował się nie tylko Powązkami. Przywracał polskiej kulturze dworki, organizował festiwale. Ale właśnie Powązki uważał za swoje największe dzieło i zadanie. No i jeszcze w PRL-u udało mu się to zrobić, bo musiał mieć nie tylko zgodę władz, ale i zaufanie kościoła, no i wreszcie musiał zachęcić jakoś warszawiaków, by zaufali temu Komitetowi, że będzie robił coś pożytecznego, że to nie żadna lipa. Do współpracy zaprosił artystów, między innymi Panią Irenę Kwiatkowską. O Komitecie jest wiele anegdot. Ja przypomnę te związane z Ireną Kwiatkowską. Kiedyś podczas kwesty podchodzi jakaś osoba i mówi, że by dała na Komitet, ale nie ma drobnych, na co Pani Irena odpowiedziała: „To nie szkodzi, bo grube też przyjmujemy!” I tym sposobem, swoim urokiem Irena Kwiatkowska zbierała rekordowe kwoty dla Powązek – zdradził Marcin Święcicki, przewodniczący Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami im. Jerzego Waldorffa, w latach 1994-1999 prezydent m.st. Warszawy.
Z kolei Mariola Pryzwan, polonistka, bibliotekarz i autorka książek wspomnieniowych o ludziach sztuki odebrała z rąk Andrzeja Frajndta nagrodę za „utrwalanie pamięci o twórcach”.
– Bardzo dziękuję Kapitule i Andrzejowi Rogińskiemu, z którym przez kilka lat miałam zaszczyt współpracować. Jest mi tym bardziej miło przyjąć tę Nagrodę, bo nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś dojdę do tych zacnych, wspaniałych laureatów. Moi bohaterowie, dziewięcioro jak na razie, żaden z nich nie urodził się w Warszawie, ale prawie wszyscy byli z nią w jakiś sposób związani. Wielu z nich, jak Anna German, Irena Jarocka czy Zbigniew Cybulski przez całe lata i oni tworzyli tutaj w Warszawie i o Warszawie. Irena Jarocka „Śpiewam pod gołym niebem” i „Gondolierzy znad Wisły”, Anna German „Być może” i „Warszawa w różach”. W tym mieście spoczęli też: Anna German, Irena Jarocka, Anna Jantar, Władysław Broniewski, Maria Dąbrowska, Maria Kownacka. Bo to miasto oni ukochali nad życie. Ja też nie jestem z Warszawy, ale zawsze czułam się i czuję warszawianką. Piszę o tych, których kocham. Piszę o tych, którzy są szalenie ważni w moim życiu i tak naprawdę oni to życie wypełniają. Jeżeli moje biografie są czytane i inni zachęcają do ich przeczytania kolejne pokolenia to ja jestem szczęśliwa, że ocalam ich od zapomnienia – powiedziała Mariola Pryzwan, podkreślając jednocześnie, że Andrzej Frajndt wspomina dwie bohaterki jej książek: Irenę Jarocką i Annę Jantar, z którą się przyjaźnił.
Przyznam szczerze, że mnie osobiście bardzo ucieszyła Nagroda przyznana właśnie Marioli Pryzwan. Bo tak się składa, że uwielbiam biograficzne książki o artystach i ludziach sztuki w ogóle, a w moim domowym księgozbiorze znajdują się również pozycje jej autorstwa.
Do grona tegorocznych laureatów dołączyły też dwie placówki.
Nagrodę Południa za „aktywizację kulturalną mieszkańców” Służewskiemu Dom Kultury z Mokotowa wręczył Wiktor Czechowski, zaś Dom Sztuki z Ursynowa otrzymał ją z rąk Wojciecha Matyjasiaka.
– Młoda społeczność aktywnie działająca od samego początku postanowiła stworzyć warunki do tego, by ta działalność kulturalna, ekologiczna, sportowa, edukacyjna mogła zaistnieć na tym osiedlu i mogła pracować dla wszystkich. W 1991 roku powołano Służewskie Stowarzyszenie Mieszkańców, które po dwóch latach powołało Centrum Edukacji Kulturalnej i Ekologicznej, a w międzyczasie, dzięki inicjatywie Teresy Rosłoń, która wpadła na genialny pomysł, żeby przejąć od budowniczych metra barak w Dolinie Służewieckiej. I wydzierżawiliśmy go jako Zarząd Dzielnicy stowarzyszeniu, potem filii domu kultury. W 2004 roku powołano Służewski Dom Kultury, który dzisiaj obchodzi 15-lecie. Architektura obiektu na ulicy Bacha 15 zdobyła uznanie w środowisku i ekspertów, którzy przyznali mu nawet Nagrodę Architektoniczną „Polityki” 2013. Dzielnica oczywiście tworzyła bazę i wspomagała finansowo. Ale to wszystko mogło powstać dzięki aktywności tych ludzi i mieszkańców, no i spółdzielni mieszkaniowej, która również finansowo i praktycznie nas wspierała – w telegraficznym skrócie przypomnieli historię Służewskiego Domu Kultury odbierający Nagrodę Astrid Jarosławska i Łukasz Wielgo.
– Ursynów to potężna dzielnica Warszawy. Pierwsze bloki pojawiły się ponad 40 lat temu. Do tej pory nikt nie policzył, ile ich naprawdę wybudowano. No, ale wśród tych domów jest jeden szczególny, który jest instytucją i zarazem najważniejszą placówką z najdłuższą historią kulturalną na Ursynowie. To Dom Sztuki wcześniej Spółdzielni Mieszkaniowo-Budowlanej „Ursynów”, teraz SBM „Jary”, który wychował kilka pokoleń mieszkańców Ursynowa. Miał wielu dyrektorów i wielu pracowników. Aktywizacja mieszkańców tego nowego naszego San Francisco polega na zaproszeniu mieszkańców do udziału w warsztatach muzycznych, wokalnych, plastycznych i wielu innych. Można nauczyć się tańca irlandzkiego i flamenco. Jest też modelarnia, a także dziecięcy teatr muzyczny, teatr młodzieżowy i teatr seniorów. W galerii jest mnóstwo wystaw. Jest też kino i Dyskusyjny Klub Filmowy. Oferta Domu Sztuki jest różnorodna i bogata – mówił Wojciech Matyjasiak wręczając Nagrodę Południa dla Domu Sztuki w jego 35-lecie.
– Dziękuję za nagrodę, za to zaszczytne wyróżnienie. I korzystając z okazji pragnę również podziękować Robertowi Kempie, burmistrzowi Dzielnicy Ursynów za finansowe i merytoryczne wspieranie naszej działalności. Niedawno Dom Sztuki dostał certyfikat miejsca przyjaznego seniorom. W tym roku obchodzimy też 40-lecie modelarni lotniczej w Domu Sztuki. To, co wspaniałego dzieje się w Domu Sztuki to przede wszystkim zasługa mojego wspaniałego zespołu, fantastycznych koleżanek i kolegów. To jest nasz film! – podkreślił Andrzej Bukowiecki, dyrektor ursynowskiego Domu Sztuki.
Ze wspomnień powstańca
Z rąk Piotra Miksa Nagrodę za „bohaterstwo podczas Powstania Warszawskiego i za dawanie świadectwa ” odebrał 93-letni Eugeniusz Tyrajski, żołnierz pułku AK „Baszta”, batalion „Karpaty”, który podczas Powstania Warszawskiego bohatersko walczył na Mokotowie, Sadybie i Czerniakowie.
– Po przeczołganiu się w kierunku północno-zachodnim przez część toru treningowego znalazłem się za załomem muru, który stanowił naturalną osłonę. Dotarło nas tam około 15-20. Większość była ranna. Przy pomocy wiązki sidolówek chcieliśmy zrobić wyłom w murze, ale nic z tego nie wyszło. Przy samym murze rosły drzewa. Wdrapaliśmy się na jedno z nich z kolegą, z drzewa na mur. Siedząc okrakiem na murze odbieraliśmy kolejnych rannych podawanych przez innych dwóch kolegów. Tylko nasza czwórka nie odniosła żadnych obrażeń. Opuszczaliśmy, jak najdelikatniej, kolejnych rannych kolegów za mur. Niestety tam już nie miał kto ich odebrać. Uważam to za największe swoje dokonanie w czasie Powstania. Nie strzelanie, w czasie którego trafiło się wroga lub nie, ale ocalenie życia kilkunastu rannym kolegom – fragment powstańczych wspomnień Eugeniusza Tyrajskiego przytoczył Piotr Miks.
– Ja przede wszystkim nie lubię tego słowa „bohater”. Dlaczego? Myśmy byli młodzi, myśmy byli przygotowani do życia. Miałem ojca, który dał mi patriotyczne wychowanie, bo sam walczył w 1919 i 1920 roku z Bolszewikami. I my traktowaliśmy to za swój obowiązek. My robiliśmy to, co do nas należało. A przy tym byliśmy świetnie wyszkoleni i dlatego właśnie… szczęście. – opowiadał Eugeniusz Tyrajski, przewodniczący stowarzyszenia Środowisko Pułku Armii Krajowej „Baszta” i innych Mokotowskich Oddziałów Powstańczych, wiceprezes Zarządu Głównego Związku Powstańców Warszawskich.
– Ale co to jest to „szczęście”? Każdy z nas szczęścia pragnie, wręcz pożąda. O szczęściu marzy w rozmyślań godzinie. Nikt jednak nie wie, jak szczęście wygląda i gdy je spotka to często ominie. Szczęście trzeba umieć wykorzystać. Mnie się to jakoś udawało, a ponadto byłem bardzo dobrze wyszkolony. – kontynuował Eugeniusz Tyrajski – I dlatego właśnie to, co pan zacytował, ten fragment moich wspomnień z terenu wyścigów konnych na Służewcu, gdzie ja mając osiemnaście lat przystępowałem do powstania, bo to był 1 sierpnia. Byłem już przeszkolony, występowałem jako zastępca dowódcy drużyny. Niestety, mimo wszystko, te walki były bardzo ciężkie. W pierwszym momencie zdobyliśmy dużo terenów, a potem Niemcy się zorientowali, zorganizowali i zepchnęli nas. Najgorsze to, że z 15-osobowej drużyny, której ja byłem zastępcą dowódcy, zginęło sześciu kolegów. Gdy mówię o czasach z okresu walk na Wyścigach to zawsze też wspominam swojego serdecznego przyjaciela Kazia Tesławskiego, pseudonim „Racuch”, który wrócił z partyzantki trzy dni przed powstaniem i przywiózł mi piękną piosenkę „Dziś do ciebie przyjść nie mogę”. To jest jedna z niewielu piosenek, które rzeczywiście powstały na partyzantce. Pamiętam, przed samym wyjściem do akcji do powstania dowódca kompanii wydał nam broń. Za chwilę ja, Kazio i drugi mój przyjaciel Adam Szpaderski, ruszamy do akcji na teren wyścigów. Ja widzę, że Kazio, który zawsze był pełen humoru stoi teraz z jakąś zasępioną miną. Pytam, co się dzieje, a on mi mówi: „Lepiej od razu dostać w łeb, aniżeli być rannym, bo jak się zostanie rannym to jaka tu będzie pomoc?”. Proszę państwa, Kazio był pierwszym poległym naszej kompanii. Dlatego przy każdych wspomnieniach, przy każdej okazji, muszę o nim te dwa słowa powiedzieć. Mój serdeczny przyjaciel przewidział własną śmierć.
Nagrody Redaktora Naczelnego
W tym roku zostały wyróżnione cztery osoby Nagrodą Redaktora Naczelnego.
– Wiadomo, że każdy burmistrz jest winien wszystkiemu, co jest nie tak, co nie podoba się choćby niektórym tylko mieszkańcom. Ale ten człowiek pełni nie tylko funkcję burmistrza, ale działa też pro publico-bono. Honorowo oddał 45 litrów krwi. Założył dwa dzielnicowe kluby honorowych dawców krwi. Działa też społecznie w spółdzielczości mieszkaniowej – powiedział redaktor Rogiński. Po chwili Nagrodą Redaktora Naczelnego za „oddaną krew i wspieranie klubów Honorowych Dawców Krwi” uhonorował Rafała Miastowskiego, burmistrza dzielnicy Mokotów.
– Mnie „Południe” kojarzy się z wielkim Mokotowem, z którego wyłoniły się dwie dzielnice: Wilanów i Ursynów. Mam to szczęście, że na obu dzielnicach pracowałem zanim doszedłem do tej perły w koronie naszego miasta stołecznego Warszawy, którego burmistrzem był też pan prezydent Soszyński, więc perspektywa jest dla burmistrza Mokotowa. Gratuluję wszystkim laureatom i oczywiście „Południu”, z którym łączy mnie to, że od blisko 25 lat oddaję krew i wbrew temu, co o mnie mówią, jest to najlepszy dowód, że nie prowadzę się tak źle, jak to może niektórzy słyszeli – wyznał w żartobliwym tonie Rafał Miastowski.
Nagrodą Redaktora Naczelnego za „upominanie się o godny standard zamieszkania na Augustówce” uhonorowana została Maria Przybysz, która – jak podkreślił Andrzej Rogiński – jest przykładem osoby, która wcale nie musi należeć do jakiejkolwiek partii, by upominać się o ważne sprawy dla mieszkańców.
– Bardzo dziękuję za nagrodę. Jestem zaskoczona i zupełnie nie przygotowana do wystąpienia przed państwem, do przemowy. Chciałam jednak powiedzieć, że sama bym nie zrobiła nic bez wsparcia Jerzego Pardusa, mojego sąsiada – wyznała Maria Przybysz.
– Mam też nagrodę dla… urzędnika. To jest też kobieta, która miała wiele szczęśliwych pomysłów i z którą współpracuję 25 lat, a więc od samego początku „Południa”. I jest ona jednym z najdłużej pracujących urzędników na Mokotowie. A od wielu innych urzędników różni ja to, że ona kocha ludzi, mieszkańców. I wspólnie potrafiliśmy niejeden trudny problem rozwiązać – redaktor Rogiński dość enigmatycznie prezentował sylwetkę kolejnej laureatki. A po chwili Nagrodę Redaktora Naczelnego „za umiejętność współpracy z mieszkańcami Mokotowa” wręczył Teresie Rosłoń.
– Bardzo serdecznie dziękuję. Proszę państwa, ja nic nie powiem. Pracuję, bo lubię pracować z ludźmi. Mokotów kocham od początku. Pracuję już 27 lat i mam nadzieję, że jeszcze troszeczkę popracuję. Bardzo dziękuję – powiedziała nie kryjąc zaskoczenia i wzruszenia laureatka.
Wyjątkowo Nagroda Redaktora Południa przypadła też w tym roku aktywistce działającej pod drugiej stronie Wisły, a więc tam, gdzie tygodnik „Południe” na co dzień nie docierał.
– Praca społeczna na rzecz osób wykluczonych przez bezdomność to jest wielka sprawa. Jest to osobiste zaangażowanie tej osoby i zarazem świeży pomysł na utworzenie Domu Pomocy Pierwszego Miesiąca. Wspaniała inicjatywa. Apeluję do burmistrzów wszystkich dzielnic, żebyście przyjrzeli się tej inicjatywie, której autorką jest nasza koleżanka z Pragi Północ – snuł opowieść redaktor Rogiński. Nagrodę Redaktora Naczelnego „za działalność na rzecz bezdomnych” przyjęła Katarzyna Czajka.
– Jestem urodzona po stronie praskiej. Cieszę się, że widzę burmistrza Kempę, który swego czasu był burmistrzem u nas. reprezentuję Fundację Godnie Żyć, która tak naprawdę nie dostaje prawie żadnej dotacji, bo my ciągle narażamy się każdej władzy. Poza tym robimy rzeczy, które są niekonwencjonalne. Złożyłyśmy wniosek o dotację na utworzenie Domu Pomocy Pierwszego Miesiąca Bezdomności i mamy nadzieję, że ją otrzymamy. Chcemy pomagać osobom wykluczonym zawodowo i społecznie z różnych przyczyn i nie dopuszczać do ich bezdomności. Zajmujemy się bezdomnymi w śmietnikach i całą zimę zanosimy im herbatę oraz zupę, którą sami gotujemy z własnych środków. Na facebooku prowadzę zbiórki odzieży i proszę wszystkich, by odwiedzali śmietniki jak jest minusowa temperatura. Trzech bezdomnych na Pradze Południe, którymi się opiekowałyśmy, nam zamarzło. Na Pradze Północ wspaniała współpraca z burmistrzami doprowadziła do tego, że już jedna z naszych podopiecznych, którą wyciągnęłyśmy ze śmietnika, jest na liście otrzymania mieszkania. Chcielibyśmy te Domy Pomocy Pierwszego Miesiąca Bezdomności utworzyć w każdej dzielnicy – przybliżyła swoją działalność i swój nowatorski projekt Katarzyna Czajka z Fundacji Godnie Żyć.
Laur Południa
Świętując 20. edycję Nagrody Południa jej Kapituła przyznała Laur Południa… Andrzejowi Rogińskiemu, redaktorowi naczelnemu i wydawcy tygodnika „Południe”. To wyjątkowe wyróżnienie wręczyli Franciszek Maśluszczak i ksiądz prałat Tadeusz Wojdat, członkowie Kapituły.
– Jesteśmy zaszczyceni z panem Franciszkiem reprezentować prześwietną Kapitułę. Bardzo serdecznie się kłaniamy państwu. Z okazji jubileuszu 25-lecia tygodnika „Południe” ukazało się wydawnictwo, którego wydawcą jest oczywiście Kapituła. Dla laureata, pana Andrzeja Rogińskiego, wielkie gratulacje, wielkie podziękowania i wielkie brawa – powiedział ksiądz prałat Tadeusz Wojdat, który także odczytał fragment wydawnictwa.
– 25 lat to piękny czas. Ile to się na tej scenie wydarzyło i pojawiło laureatów Nagrody Południa. Ja również znalazłem się wśród nich, za co bardzo dziękuję – dodał Franciszek Maśluszczak.
Pożegnanie z papierowym „Południem”
– 30 maja ukaże się ostatnie papierowe wydanie „Południa”. Jak wiecie, kończę z papierowym wydawaniem gazety. Być może będą zdarzały się jeszcze przypadki wydania gazety w takiej formie, ale nie będę jej wydawał cyklicznie. Przedsiębiorstwa już prowadzić nie będę. Natomiast dziennikarzem nadal jestem i w przestrzeni publicznej będę również obecny. Mam pełną świadomość, że gdyby „Południe” nie miało określonego standardu prasy lokalnej to państwo byście tu dzisiaj nie przyszli. Czuję, że dla miasta Warszawy coś zrobiłem. Służby nie zaniecham, bo służbę pełni się zawsze! Tylko będę ją pełnił trochę inaczej – zdradził Andrzej Rogiński. Obiecał też, że tygodnik „Południe” nadal będzie obecny na lokalnym rynku prasowym, ale w formie elektronicznej. Podziękował też dziennikarzom, którzy w ciągu tych 25 lat współpracowali z „Południem”.
Tort i wystawa
– Szanowni państwo, dzisiaj jest szczególne święto, bo i cudowna jubileuszowa data dla „Południa” , no i okoliczność, kiedy wręczane są Nagrody dla człowieka Południa. W imieniu własnym i urzędu warszawskiego oraz w imieniu pana prezydenta Rafała Trzaskowskiego chcę złożyć najszczersze gratulacje i najlepsze życzenia 100 lat, choć to oczywiście mało. I mamy nadzieję, że będziemy spotykali się na kolejne 25-lecia. Życzę wiele radości i tego zapału, który towarzyszy „Południu” od początku jego powstania – życzył Robert Soszyński, wiceprezydent m.st. Warszawy, z okazji urodzin tygodnika „Południe”.
Aby tradycji stało się zadość nie zabrakło też lampki wina, słodkości, lodów i owoców dla podniebienia. Był też okazały urodzinowy tort ze świeczkami!
Niespodzianką dla wszystkich okazała się retrospektywna wystawa prezentująca stokiladziesiąt zdjęć z historii tygodnika „Południe”. Można na nich było odnaleźć siebie z tamtych lat, powspominać, pożartować… I nabrać dystansu do przeszłości. Bo przecież – cytując księdza Tadeusza Wojdata – przyszłość jest tutaj, tylko nie wszędzie równomiernie dystrybuowana.
Na życie nie ma aplikacji
W części artystycznej wystąpił dwunastoosobowy zespół wokalny „Decybele” ze Służewskiego Domu Kultury pod kierownictwem Agnieszki Piotrowskiej-Hajduk. W jego wykonaniu usłyszeliśmy piosenki zarówno w języku polskim, jak i angielskim. Publiczność szczodrze nagrodziła młodych artystów gromkimi brawami, a bezapelacyjnie przebojem tego wieczoru została piosenka realistycznie wpisująca się w pejzaż naszej współczesności „Na życie nie ma aplikacji / tu zalogować się nie da / Przepraszam cię mój komputerze / postanowiłam żyć w realu (…)”
Były też muzyczne zagadki „Jaka to piosenka?”, kojarzące się z dzieciństwem każdego pokolenia, których autorką jest Krystyna Kwiatkowska, a zaprezentowane przez dzieci pod kierunkiem Marii Szreder.
Fot. Janusz Kurzawa
Ramka: „Południe” składa serdeczne podziękowanie Dzielnicy Mokotów oraz Dzielnicy Ursynów za finansowe wsparcie uroczystości Nagrody Południa 2019.
Ramka następna: Dziękuję zespołowi mokotowskiej Multimedialnej Biblioteki dla Dzieci i Młodzieży przy ul. Tynieckiej z kierownik Olą Mostowską za życzliwą pomoc w organizacji wydarzenia. Andrzej Rogiński