W tym roku czekają nas wybory samorządowe. Pewnie dlatego przypomniały mi się słowa jednego z moich znajomych. Jego zdaniem życie jest sztuką wyboru, albo rezygnacji. Nie bez racji. Są ludzie, którzy za nic nie pozwoliliby decydować za siebie innym. Są też tacy, którzy odpowiedzialność zrzucają z siebie, niczym worek złomu.
Oczywiście w demokracji najlepszym rozwiązaniem jest złoty środek. Bez zaufania świat byłby nie do zniesienia. Wybierając swoich przedstawicieli do samorządu nie powinniśmy jednak zdawać się na przypadek. W moim przekonaniu „przypadek” oznacza postawienie na osoby nieczujące samorządności, którzy wybór na radnego traktują jako odskocznię do dalszej kariery politycznej. Miasto należy jednak do mieszkańców, a nie do partii politycznych. Mieszkańcy lepiej niż politycy znają lokalne problemy. Powiem nawet, że im mniej partii politycznych w samorządzie, tym lepiej. Dlaczego?
Z lokalnych komitetów w wyborach samorządowych startują osoby związane z miejscem zamieszkania i najlepiej zorientowane w tym, co trzeba zrobić. Nie są oni zależni od dyrektyw partii politycznych. Nie są zależni od rozkazów prezesa. Słuchają głosu społeczeństwa, a nie tylko udają, że to robią. Zamiast zajmować się gierkami politycznymi, na przykład w postaci czystek personalnych, aby ulokować na stanowiskach partyjnych kolegów, koncentrują się na rozwiązywaniu autentycznych problemów. Pracują zamiast robić polityczne igrzyska. Pamiętając też karuzelę stanowisk, gdy burmistrz z jednej dzielnicy w następnej kadencji trafiał na stanowisko w innej dzielnicy wierzę, że odpartyjnienie wyborów pozwoli z tym skończyć.
Ktoś mógłby mi zarzucić, że sam nie byłem w przeszłości wolny od partyjnych powiązań. Odpowiem krótko. Właśnie dlatego, że znam partyjne mechanizmy, wiem co teraz mówię. Dlatego również wraz z grupą ludzi myślących podobnie, powołaliśmy w dzielnicy Bielany odcinające się od polityki stowarzyszenie. Tworzą je ludzie z organizacji pozarządowych, z rad osiedlowych i inne osoby, które łączy to, że chcą pracować na rzecz dzielnicy. Pracować autentycznie. Bez wielkiej polityki, bez zależności od partyjnych struktur, ale za to z zaangażowaniem i bez politycznych motywów.
Jesteśmy alternatywą dla partii. Partii, które zbyt często traktują stanowiska radnych, jako łup polityczny.
Osobiście uważam, że jedną z rzeczy, która nam się w Polsce po 1989 roku najlepiej udała, to sprawnie działający samorząd. Ówczesna reforma samorządowa pozwoliła oddać wpływ na lokalne decyzje mieszkańcom.
Oczywiście wciąż jest wiele do zrobienia. Zmiany wymaga na przykład ustawa warszawska. Dzielnice powinny uzyskać większą autonomię. To w dzielnicach powinny zapadać decyzje urbanistyczne oraz budżetowe. Pozwoliłoby to na większy udział mieszkańców przy podejmowaniu decyzji o zabudowie i tak zwanym plombowaniu dzielnic. Powinien być także bardziej słyszalny głos społeczeństwa. Mieszkańcy muszą wybierać burmistrzów bezpośrednio. Zamiast akceptować partyjnych spadochroniarzy, ludzie winni decydować, kto będzie ich reprezentował.
Ufam, że można do tego doprowadzić. Nie można rezygnować i akceptować sytuacji, w której mamy do wyboru tylko pomiędzy przedstawicielami kilku partii politycznych. Życie jest sztuką wyboru! Z tej przyczyny widzę sens w popieraniu komitetów wyborczych mieszkańców. Są one bowiem szansą na odejście od wielkiej polityki, która z interesem mieszkańców warszawskich dzielnic i z lokalnymi sprawami najczęściej ma niewiele wspólnego.
Grzegorz Pietruczuk, zastępca burmistrza Dzielnicy Bielany przewodniczący stowarzyszenia Razem dla Bielan