Wojciech Matyjasiak
Koleżanki i Koledzy. Był kiedyś taki żart, że granica pomiędzy Europą i Azją przebiega na Wiśle. Ale to, co mam do powiedzenia, nie będzie żartem.
Urodziłem się w Warszawie i dobrze znam to miasto. Przez wiele lat mieszkałem na Mokotowie, gdzie chodziłem do szkół, potem na Ursynowie, trochę na Żoliborzu, na Targówku, siostra cioteczna mieszka na Białołęce. Nie widzę większych różnic w mentalności mieszkańców obu brzegów Wisły – my, Warszawiacy identyfikujemy się z cywilizacją zachodnio-europejską, a nie z Azją. To znaczy: uważamy, że obywatele powinni sprawować kontrolę nad władzą poprzez szereg demokratycznych instytucji i procedur. Zgodnie z zasadą pomocniczości uważamy, że decyzje powinny być podejmowane nie w labiryntach biurokracji, lecz jak najbliżej obywatela, na poziomie samorządu dzielnicy czy osiedla.
Okazuje się jednak, że w Warszawie istnieje zakonspirowana „mniejszość”, która identyfikuje się z wartościami właściwymi dla innych cywilizacji. Nie chodzi tu o muzułmanów, czy buddystów – mam na myśli wszelakiej maści aparatczyków, partyjniaków, członków partii politycznych. Mimo że partyjniacy stanowią niecałe 2 % mieszkańców Warszawy, uważają oni, że Stolica Polski jest ich wyłączną własnością – to oni wystawiają kandydatów na urzędy państwowe i samorządowe, sami siebie popierają w wyścigu o stołki, sami zatrudniają siebie i członków swoich rodzin w różnych instytucjach publicznych, żyją jak przysłowiowe pączki w maśle. Z grubsza można ich podzielić na dwie frakcje: wyznawców cywilizacji bizantyńskiej i wyznawców cywilizacji stepowej, którą prof. Koneczny nazwał kiedyś „cywilizacją turańską” (od nazwy wyżyny w Azji środkowej).
Bizancjum
Przedstawiciele cywilizacji bizantyńskiej uważają, że władzę nad całym majątkiem miasta trzeba trzymać w jednym ręku – przychody dzielnic są więc przychodami miasta, a o wydatki dzielnic – żeby na wszystko starczyło, niech się martwią burmistrzowie.
Bizantyńczyków można spotkać przede wszystkim w Urzędzie Miasta – w 34 różnych centralnych biurach i około 20 różnych centralnych zarządach, jak Zarząd Mienia Miasta, Mienia Skarbu Państwa, Dróg, Transportu, Oczyszczania, Zieleni, Centrum Komunikacji Społecznej itd. – w każdym zarządzie dyrektor i jego zastępcy, naczelnicy wielu wydziałów o różnych dziwnych nazwach. Naliczyłem tych jednostek administracyjnych łącznie 54 szt., to znaczy że jest ich 3-krotnie więcej, niż wynosi liczba urzędów dzielnic w Warszawie. Na szczycie tej struktury stoi tzw. dwór, który dla niepoznaki ukrywa się pod nazwą „zespół koordynacyjny przy Prezydencie m.st. Warszawy”.
Jednym z zadań stołecznego „dworu” jest przyjmowanie posłów z terenu, czyli burmistrzów dzielnic i innych ważnych osób. Sala audiencyjna znajduje się w pałacu przy pl. Bankowym na I piętrze – należy tam przybyć rano i… czekać w dużej poczekalni, aż Cię wywołają przed oblicze „dworu”. Sytuację w poczekalni kontroluje strażnik miejski. Jak już zostaniecie po kilku godzinach zawołani, w sali audiencyjnej będą na was czekały dwa wolne krzesła vis a vis Pani Prezydent, a wokół stołu będzie siedział cały „dwór” – wszyscy urzędnicy, którzy naprawdę liczą się w „dużym ratuszu”. Na początku Burmistrz – w obliczu złowrogich spojrzeń „dworzan” i zmęczonego wzroku ich szefowej – przedstawia swoją prośbę. Następnie kilku co bardziej służalczych „dworzan” przypuszcza frontalny atak na owego nieszczęśnika – burmistrza, że – generalnie – sam jest sobie winien, a poza tym… że jest brzydki lub coś innego. Na zakończenie audiencji szefowa mówi, że sytuacja miasta jest trudna i burmistrz musi sobie pomóc sam. I koniec, następna delegacja.
Polecam wszystkim Państwu, którzy nie czytali książek R. Kapuścińskiego, opis takiej bizantyńskiej audiencji – w drugiej połowie XX wieku – u cesarza Etiopii Hajle Selasje. To jest dokładnie ta sama cywilizacja, bo chrześcijaństwo trafiło do Etiopii z Nowożytnego Egiptu, gdy ten był pod kontrolą Wschodniego Cesarstwa Rzymskiego, czyli Bizancjum.
A co się stanie, jak wybory wygra R. Trzaskowski? „Dwór” nie zginie – nic się nie zmieni!
Cywilizacja stepowa
Dla odmiany – przedstawicieli cywilizacji stepowej można spotkać w Warszawie w administracji rządowej, w „naprawionej” telewizji, „naprawionym” korpusie oficerskim i podoficerskim, „naprawionej” prokuraturze, ”naprawionym” systemie sądowniczym itd. Jak funkcjonuje ta cywilizacja – generalnie: rozwiązuje wszystkie problemy przy użyciu ludzi ślepo wiernych władzy i głównie metodami siłowymi.
Dla przykładu – Marszałek Sejmu organizuje obrady wiernych funkcjonariuszy izby w bocznej sali, na które nie wpuszcza posłów opozycji, ani mediów. Potem obrady Sejmu zwołuje w „tureckim” namiocie rozstawionym na zamkowym dziedzińcu. Wysyła „czambulik” Straży Marszałkowskiej, żeby obezwładnić matki niepełnosprawnych dzieci, które chcą otworzyć okno, by… wywiesić w nim plakat w języku obcym.
A ostatnio, 1 września na Westerplatte Pan Premier zachęca wszystkich Polaków, by wspólnie obchodzili 100-lecie niepodległości, tymczasem tego samego dnia podczas innej uroczystości przedstawicielka tegoż Premiera w terenie schodzi z trybuny honorowej, żeby spoliczkować inną kobietę za skandowanie słowa… „konstytucja”. Co ciekawe, ten brutalny atak przedstawicielki „zatroskanego o jedność narodową” Pana Premiera odbywa się w obecności, a może nawet pod ochroną, podoficera „naprawionej” Żandarmerii Wojskowej. Zarzut, że oficer swym służalczym wobec urzędniczki zachowaniem zhańbił mundur, spływa po wyznawcach cywilizacji stepowej, jak przysłowiowa woda po kaczce. A jak ma być inaczej, skoro wcześniej nowe władze Lechistanu kazały generałom nosić paradny parasol nad urzędniczą głową „janczara” Misiewicza.
To samo dzieje się w tzw. Krajowej Radzie Sądownictwa, w której partyjni funkcjonariusze, jak w czasach PRL-u, gotowi są wykonać nawet najbardziej idiotyczne rozkazy Prokuratora Generalnego. W efekcie na członka izby dyscyplinarnej Sądu Najwyższego wybierają – rekomendują – kandydatkę, która sama dostała niedawno wyrok w postępowaniu dyscyplinarnym.
Zaiste Dżyngiz-chan byłby szczęśliwy, widząc jak sobie radzi Wielki Wezyr Lechistanu. Cywilizacja stepowa zaprzęgła w Warszawie do swego rydwanu zarówno prokuratora stanu wojennego Piotrowicza, jak i obrońcę działaczy podziemia mecenasa Johanna. Każdy z nich zaprzedał swoją duszę cywilizacji stepowej, stał się człowiekiem ślepo wykonującym partyjne rozkazy.
A co się stanie, jak wybory wygra P. Jaki? Jeden „dwór” zastąpi inny „dwór”- i też nic się nie zmieni.
Warszawiak kompetentny
A teraz proszę sobie wyobrazić, że przedstawiciele tych dwóch obcych większości Warszawiaków cywilizacji prowadzą na naszych oczach walkę o władzę nad miastem. Obie mniejszości chcą nas otumanić – chcą, żeby 98 % bezpartyjnych Warszawiaków poparło właśnie ich kandydata na prezydenta stolicy. Nie ważne, czy ich kandydat jest z Krakowa, czy z Opola, czy ma pojęcie o zarządzaniu miastem, jakimkolwiek miastem – ważne, że to ich kumpel partyjny i może dla nich wiele załatwić.
A dlaczego mamy was popierać? Co wy dla nas, Warszawiaków, zrobiliście?
Dzielicie między siebie korzyści i przywileje, a Warszawiacy nic z tego nie mają.
Mamy metro? – sami za to zapłaciliśmy w formie podatków, a resztę dołożyły bogate kraje Unii Europejskiej. Mamy 500+? – sami za to zapłaciliśmy w formie podatków, a resztę dał rząd, zabierając m.in. osobom niepełnosprawnym.
Koleżanki i Koledzy, Dziś spotykamy się na pierwszej w historii Warszawy Konwencji Wyborczej Bezpartyjnych Samorządowców, która połączyła mieszkańców wszystkich dzielnic naszego miasta.
Bezpartyjni samorządowcy rekomendują wyborcom na urząd Prezydenta stolicy mieszkańca Warszawy – od urodzenia! – świetnego fachowca w dziedzinie zarządzania miastem, inżyniera, prawnika, a od 6 lat burmistrza Targówka, Sławomira Antonika, jako bezpartyjnego kandydata.
Rekomendujemy też świetne kandydatki i kandydatów do Rady m.st. Warszawy, świetne kandydatki i kandydatów do rad dzielnic, do Sejmiku Mazowieckiego. Sztab wyborczy Bezpartyjnych Samorządowców w Warszawie jest gotowy do rozpoczęcia kampanii wyborczej.
Powyższe słowa wypowiedział 8 września 2018 r. Wojciech Matyjasiak, szef Sztabu Bezpartyjnych Samorządowców w Warszawie podczas warszawskiej Konwencji Wyborczej.
Tytuł i podkreślenia pochodzą od redakcji.