Tadeusz Władysław Świątek
Zbliża się kolejne Boże Narodzenie w kraju i jego stolicy. Tymczasem przeciętny mieszkaniec Warszawy nie ma pojęcia o tym, którzy wyznawcy i jakich kościołów je czczą. Nie wiedzą tego też redaktorzy powszechnych mediów, w tym popularnej telewizji, skoro corocznie słyszymy niezmiennie powtarzany komunikat, że przygotowują się do świąt wyłącznie katolicy, a więc wyznawcy jednego zaledwie z wielu kościołów reprezentowanych (dodajmy nawet zarejestrowanych) w III Rzeczypospolitej. Tak, jakby innych wyznawców nie było. Stąd przeciętny katolik jest przekonany, że poza jego współwyznawcami tych świąt nie obchodzi nikt. Podobnie jest ze zwyczajem łamania się opłatkiem. Słyszymy i czytamy, że to tylko katolicy dzielą się opłatkiem. Nic bardziej błędnego, bo i w Europie też nie jesteśmy odosobnieni.
W Polsce opłatek symbolizuje Wigilię Bożego Narodzenia, bo jest on w rozumieniu religii chrześcijańskich symbolem narodzenia Chrystusa w Betlejem – „Mieście Chleba”. Zgodnie z tradycją polską na stole powinno się znaleźć 12 potraw, co pozostało nam w spuściźnie po Polsce szlacheckiej, kiedy obżarstwo nie było wadą, a wielorakość potraw i smaków bywała zaletą. Po podzieleniu się opłatkiem wszyscy goście przystępują do spożywania wieczerzy wigilijnej, która czego by nie powiedzieć o niej jest zwykłą kolacją, tyle że bardziej sutą i bogatą w trunki. Po przyjęciu prezentów zgromadzonych pod choinką uczestnicy spotkania ok. godz. 24 udają się do najbliższego kościoła na tradycyjną pasterkę.
Zgoła innym zwyczajom podlegają protestanci, też chrześcijanie, tyle że wyznań poreformacyjnych: ewangelicko-augsburskiego (luterańskiego), ewangelicko-reformowanego (kalwińskiego) i ewangelicko-metodystycznego, dla których święta zaczynają się z nastaniem Adwentu. Na odbywających się w tym czasie niedzielnych nabożeństwach, w umieszczonym w widocznym miejscu świątyni wieńcu adwentowym z czterema świecami, zapalają kolejną ze świec. Wypada wiedzieć, że z ich tradycji wywodzi się choinka, którą stroją na święta już wszyscy chrześcijanie, bez względu na wyznawaną religię. Jest ona obecna również i u prawosławnych, którzy zgodnie ze swoim kalendarzem obchodzą święta Bożego Narodzenia dwa tygodnie później niż pozostali chrześcijanie. Wszyscy uczestniczą w nabożeństwach wigilijnych i świątecznych w swoich kościołach. Jedynie prawosławni i katolicy uznają jeszcze post, chociaż ten u katolików został nieco poluzowany. Łamanie opłatkiem poprzedza odczytanie stosownego wersetu z Biblii, a po kolacji wszyscy oglądają prezenty, dzieci rozchodzą się z nowymi zabawkami, aby się nimi nacieszyć, a tak naprawdę wypróbować je, a dorośli przechodzą do interesujących ich rozmów i kolacja wigilijna przeistacza się w klasyczne spotkanie towarzyskie, do którego z oddali dolatują pokrzykiwania dziatwy rozbawionej swoimi świeżo otrzymanymi prezentami spod choinki. Wypada do tego dodać, iż wyznawcy protestantyzmu, zarówno w świecie, Europie jak i Polsce, są otwarci na wyznawców innych religii, nie wahają się ich zapraszać do swoich domów, bo kościoły poreformacyjne wprowadziły pełną demokratyzację życia zborowego, czyli kręgu wyznawców, wybierają duchownych w wolnych wyborach, w przypadkach gdy któraś z parafii nie posiada duchownego. A propos częstego do chwili obecnej nazywania świątyń innowierczych zborami (przykład znaczek Poczty Polskiej z 1968), fakt ten oprotestował już ostatni król polski, Stanisław August, który jako pierwszy z polskich monarchów dał zgodę na budowę świątyń wyznań protestanckich. To jemu zawdzięczają stołeczni luteranie wzniesienie kościoła Świętej Trójcy w Warszawie (ob. pl. Małachowskiego), ulegli życzeniu króla, który życzył sobie, aby ich pierwsza świątynia przypominała architektonicznie teatr. Stąd wzięły się owe balkony z wygodnymi ławkami zwrócone ku ołtarzowi, nad którym umieszczona była początkowo ambona, dopiero po powojennej odbudowie świątyni ustawiona na lewo od ołtarza (jako mebel), w części parterowej. Nie sposób nie odnieść się jeszcze do jednej kwestii, a mianowicie do mszy świętej, ona nie istnieje w liturgii protestanckiej. To na niedzielnych nabożeństwach gromadzą się wierni, nie zaś na mszach, jak to niestety często mylnie podają polskie media.
Chwalimy się tolerancją, usiłujemy podkreślać, jak stare tradycje tolerancji miała Polska, Tymczasem była ona nigdy do końca niespełnionym marzeniem. Pierwszą dyrektywą tolerancji w Rzeczypospolitej stał się akt Konfederacji Warszawskiej, uchwalony 28.01.1573 r., trzy lata później wzmocniony Ugodą Sandomierską (1576), podpisaną przez ewangelików liczących na respektowanie ich praw jako wyznawców religii poreformacyjnej i zrównanie ich z katolikami. Z uwagi na protest biskupów katolickich akt ten został włączony do tzw. artykułów henrykowskich stanowiących podstawę ustroju państwa szlacheckiego. Kolejni władcy musieli potwierdzać jego treść, która przyniosła jedynie zrównanie stanu szlacheckiego (bez względu na wyznanie) nie zaś kościołów. Wprawdzie konfederacja warszawska, mimo iż głosiła zasady wolności sumienia i tolerancji, jednak ograniczonej, nie zdołała zatrzymać fali fanatyzmu i nietolerancji wyznaniowej. Z tego powodu uchwalone na sejmie konwokacyjnym akty tolerancji religijnej stały się pustymi frazesami, wobec nieodwołania m. in. werdyktu księcia Janusza Mazowieckiego, zw. Aktem o heretykach, opartego na edykcie papieża Innocentego III, zakazującym innowiercom budowania kościołów, zakładania cmentarzy, a nawet osiedlania się w niektórych rejonach Rzeczypospolitej Polskiej. Gdzie więc ta deklarowana tolerancja? Jak miała być realizowana i respektowana, skoro jeden przepis obalał drugi i sprawiał, że o prawdziwej wolności w kraju między Wisłą a Wartą nie mogło być nawet mowy! Karmimy się więc legendą, która ma nas utwierdzać w przekonaniu o istnieniu prastarej tradycji tolerancji patetycznie nazywanej nawet polską.
Nie należy jednak zapominać, że szczęście i zamożność narodów ma swój początek w różnorodności. To ona wzbogaca kulturę i poszerza horyzonty. Brak wiedzy, iż nasi bohaterowie narodowi nie zawsze bywali Polakami, cieniem się kładzie na rzetelności naszych historyków, którzy niektóre fakty skrywali i czynią to do dziś. Powiedzenie, iż Polak to katolik, dawno już straciło na aktualności i przestało być prawdziwe. Mamy bowiem wielu Polaków, będących wyznawcami innych religii poza katolicką, pochodzących często z odległych krajów, którzy egzamin z polskości zdali walcząc o wolną i niepodległą Polskę. Nie można dzisiaj tego faktu odrzucać, lekceważyć, ani też przemilczać, bo obrażamy wszystkich tych, dla których Polska stała się ojczyzną. Wybór naszego kraju świadczy o wielkiej dojrzałości postawy, a nade wszystko przyjaznemu stosunkowi. Unikanie zgłębiania prawdy, niedotykanie kwestii narodowościowych czy wyznaniowych, świadczy o prowincjonalizmie myślenia. Na co wskazywał już nasz wielki pisarz i moralista, Bolesław Prus, który taką postawę nazywał parafianizmem. Przyjazny stosunek do cudzoziemców charakteryzuje narody kulturalne, tolerancyjne, a tolerancja nie jest przymusem, ale szlachetną cnotą godną pielęgnowania.