Rozmowa z Andrzejem Rogińskim, redaktorem naczelnym „Południa”
– Jak pan ocenia udział obywateli w życiu miasta?
– Mieszkańcy Warszawy są chętni, a byliby istotnie bardziej zainteresowani udziałem w życiu miasta, gdyby mieli rzeczywisty wpływ na decyzje. Wszędzie tam, gdzie coś zależy od ludzi, to oni się angażują. Przykładami aktywności jest działalność organizacji pozarządowych, partnerstw, dni sąsiada, budżet obywatelski. Pozostawienie obywatelom wyłącznie prawa do oddania głosu w wyborach, to zbyt mało.
– Przecież istnieją samorządy osiedli.
– Przyznane radom osiedli uprawnienia są iluzoryczne, co spowodowało nikłe zainteresowanie mieszkańców. W efekcie jedynie w około 30 spośród 160 możliwe było przeprowadzenie wyborów.
– Co jest przyczyną tego stanu rzeczy?
– Korporacyjnym interesem partii politycznych jest centralizacja władzy. Jeśli radny partyjny opowie się za przyznaniem kompetencji radzie osiedla, to uderzy w zasadę centralizacji władzy. Za to może nie zostać wstawiony na listę wyborczą. Po co rady osiedli miałyby się wtrącać do zarządzania dzielnicą?
– Czy jest szansa na zmianę?
– Tak. Wspólnie z Bogdanem Żmijewskim przygotowaliśmy petycję do Rady Warszawy w sprawie zmiany statutów dzielnic w celu doprowadzenia ich do zgodności z prawem, rozszerzenia katalogu opinii rad dzielnic do uchwał Rady Warszawy, wprowadzenia katalogu spraw do zaopiniowania przez rady osiedli.
Najbardziej skutecznym instrumentem dbałości o sprawy mieszkańców osiedli jest zdobycie mandatów radnych dzielnic i Rady Warszawy przez bezpartyjnych mieszkańców. Ich przełożonym będzie społeczność, która go wybrała, a nie partia.
– Czy proponuje pan usunąć partie z samorządu?
– Nie jestem za wykluczeniem partyjniaków z samorządu, ale jestem przeciwny wykluczaniu bezpartyjnych. Konieczne staje się pospolite ruszenie obywateli posiadających czynne prawo wyborcze. Pospolite ruszenie jako odruch solidarności przeciw zawłaszczaniu samorządu przez partie.
– Jak pan zachęci do kandydowania?
– Ludzi łączą miejsce zamieszkania, wspólna historia, tradycja, więzi sąsiedzkie… Jeśli w Was, Czytelnicy, jest wiara, że można wspólnie zmieniać standard zamieszkania oraz standard odnoszenia się ludzi do siebie nawzajem, to nie bądźcie obojętni na to, co dzieje się wokół. Zamiast się wkręcać w walkę korporacji partyjnych lepiej kandydować, a przynajmniej oddać głos w wyborach samorządowych na sąsiada. Po to, by samorząd należał do obywateli.
– Jak bezpartyjni mogą poradzić sobie z ordynacją wyborczą, która premiuje partie?
– Skoro partie mają swoje komitety wyborcze, to załóżmy ogólnopolski komitet bezpartyjnych. 19 maja odbyła się Ogólnopolska Konwencja Ruchu Samorządowego Bezpartyjni. Wysłała ona impuls do bezpartyjnych. We wszystkich województwach, powiatach i gminach organizują się struktury bezpartyjnych. Także w Warszawie, w tym we wszystkich dzielnicach. Wysuną one swoich kandydatów na radnych. Liczę na to, że mieszkańcy Warszawy nie dadzą sobie dmuchać w kaszę. Wskażą swoich sąsiadów na kandydatów do radnych, a w dniu wyborów oddadzą na nich głosy. Będę aktywny w tej sprawie.
Rozmawiał Kuba Janicki