Andrzej Rogiński
Podczas konwencji PiS w Gdańsku lider tej partii, Jarosław Kaczyński powiedział: – Ostatnio zapadła poza Polską, w Parlamencie Europejskim decyzja, która w wolność godzi, a przynajmniej może godzić. Wolność tak bardzo dzisiaj cenioną przez wszystkie pokolenia, a w szczególności przez młodsze pokolenie, wolność w internecie. Mówię o tak zwanym Acta 2.
Granicą wolności internauty jest własność. Polityk nie powinien chwalić kradzieży.
Celem unijnej dyrektywy o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym jest umożliwienie twórcom, wydawcom wiadomości i dziennikarzom czerpania korzyści z działalności w sieci. Utwory artystów i dziennikarzy publikowane są w sieci za co ich twórcy nie otrzymują wynagrodzenia. Czy dziennikarze prasowi nie zasługują na uzyskiwanie dochodów pozwalających na godne życie?
Dyrektywa nie dotyczy zwykłych użytkowników. Natomiast zobowiązuje wielkie platformy internetowe i agregaty wiadomości jak Google News czy YouTube do płacenia twórcom należnego wynagrodzenia.
Według Związku Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska największymi beneficjentami wzrostu wydatków reklamowych w internecie w pierwszej połowie 2018 r. były Google i Faceboook w zakresie reklamy w wyszukiwarkach i reklamy w mediach społecznościowych. Natomiast wg raportu PwC wskutek piractwa tylko w 2013 r. utracono 500 – 700 mln zł z PKB, z czego Skarb Państwa utracił bezpośrednio 170 – 250 mln zł. Dziś, gdy reklama w internecie osiągnęła 50-procentowy udział w całości wydatków reklamowych, straty dla Skarbu Państwa są wyższe. A zatem ten, kto krytykuje wspomnianą dyrektywę działa na szkodę pomyślności ekonomicznej Polaków i naszego państwa.
Redakcje prasowe ponoszą wydatki bo muszą opłacić nie tylko koszty osobowe, czy druku, lokalu, ale także silnie rosnący koszt papieru. Maciej Hoffman, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy i Wydawców „Repropol” twierdzi, że „…podmioty wykorzystujące treści prasowe, których powstanie sfinansowali wydawcy, chcą rozszerzenia zakresu tego wyjątku również na swoje modele biznesowe, czyli na komercjalizację cudzych materiałów poprzez zamieszczanie reklam lub zbieranie informacji o użytkowniku, które później sprzedają reklamodawcom.”
Treści, które są obecnie legalne i które można udostępniać, pozostaną legalne i dostępne.
W komunikacie Parlamentu Europejskiego czytamy, że użytkownik nadal będzie mógł udostępniać treści na platformach internetowych i że platformy nadal będą mogły je przyjmować, pod warunkiem że będą respektowały prawo twórców do godziwego wynagrodzenia. Obecnie platformy internetowe wynagradzają twórców na zasadzie dobrowolności i jedynie w bardzo ograniczonym stopniu, ponieważ nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za udostępniane na nich treści, w związku z czym mają niewielką motywację do zawierania umów z właścicielami praw autorskich.
Dyrektywa nie wprowadzi cenzury. Zwiększając odpowiedzialność prawną, dyrektywa zwiększy presję na platformy internetowe do zapewniania godziwych wynagrodzeń twórcom, dzięki którym zarabiają pieniądze. Nie ma to nic wspólnego z cenzurą.
Państwa członkowskie są zobowiązane do ochrony bezpłatnego zamieszczania i udostępniania utworów w celu cytowania, krytykowania, recenzowania, karykaturowania, parodiowania czy uprawiania pastiszu. Pozwala to zatem na dalsze udostępnianie memów i gifów. Przesyłanie utworów w niekomercyjny sposób do encyklopedii internetowych, takich jak Wikipedia, lub platform oprogramowania open source, takich jak GitHub, będzie automatycznie wykluczane z zakresu dyrektywy. Nie będzie też „podatku od linków”.
Wydawcy prasy będą teraz mogli zwracać się do agregatorów wiadomości korzystających z ich artykułów o zawieranie umów licencyjnych. Niezależnie od tego serwisy nadal będą mogły wyświetlać fragmenty artykułów bez konieczności uzyskania zgody wydawców. Będzie to możliwe pod warunkiem, że fragment jest „bardzo krótkim urywkiem” lub „pojedynczymi słowami” i że nie stwierdzono nadużycia tej funkcji ze strony agregatora wiadomości.
W dalszym ciągu nadawcy informacji będą mogli upowszechniać poglądy a więc cenzury nie będzie. Nie istnieje konflikt pomiędzy twórcą, dziennikarzem, internautą, platformą internetową. To jest konflikt pomiędzy rzeczywistym twórcą informacji a złodziejem. W świetle powyższego namawiam polityków by nie stawali po stronie tych, którzy w sposób nieuczciwy chcą żyć cudzym kosztem.