Kto przed godziną 11.00 nie zdążył wsiąść do metra w kierunku stacji Politechnika ten jechał w tłoku ściśnięty jak sardynka w puszcze. Wiele osób jechało do krańcowej stacji Młociny lub Kabaty aby tam zająć miejsce. Metro w ciągu godziny może przewieźć 60 tysięcy pasażerów. Ta maksymalna norma została bardzo mocno przekroczona. Wiele osób zapamięta 4 czerwca 2023 r. jako dzień rekordowego tłoku.
Gdzież tak podążali mieszkańcy z całej Polski? Miejscem zbiórki był plac Na Rozdrożu. Stamtąd bowiem miał ruszyć marsz 4 czerwca – w rocznicę wyborów, które zmieniły ustrój polityczny w Polsce. Marsz ruszył, ale jego uczestnicy musieli najpierw przez półtorej godziny stać w słońcu i słucha wielu przemówień, w tym jednego nudnego. Gdy przemawiał Lech Wałęsa zniecierpliwiony tłum skandował „Idziemy! Idziemy!” na zmianę z „Ruszamy! Ruszamy!” Gość gadał dalej.
Około pół miliona ludzi przyszło na marsz by zaprotestować przeciwko władzy, przeciwko partii rządzącej. Gdy naród ostro i w takiej masie protestuje przeciw władzy publicznej to oznacza, ze chce zmiany. Politycy opozycyjni oraz mniej lub bardziej znane osoby dopuszczone były do mikrofonu. Wspólnym mianownikiem ich wypowiedzi była WOLNOŚĆ. Wiązało się to ze sprzeciwem wobec partiokracji, naruszania swobód konstytucyjnych czy wręcz łamaniem Konstytucji przez organy państwa, przeciw monowładzy. Politycy przypomnieli słowa Wałęsy wypowiedziane przed laty w Senacie amerykańskim „My Naród”. Wzywali „Chodźcie z nami”. Wzbudzali nastroje wyborcze, konstruowała się wiara uczestników marszu w zwycięstwo wyborcze opozycji nad rządząca aktualnie partią. Ludzie nieśli flagi, kolorowe szturmówki i rozmaite hasła. Było kolorowo i radośnie.
Nie był to marsz jakiejkolwiek partii, chociaż zaproszenie wystosował Donad Tusk, szef PO – największej liczebnie partii opozycyjnej. Hasła zdradzały przedstawicieli najprzeróżniejszych środowisk. Na czele sporej grupy przedstawicieli Koalicji Samorządowej szli przewodniczący Zarządu Krajowego Tadeusz Czajka, wójt Tarnowa Podgórnego oraz wiceprzewodniczący Piotr Krzystek, prezydent Szczecina. Wśród setek burmistrzów wójtów i radnych kroczył lider Mazowsza Andrzej Sitnik, prezydent Siedlec. Byli członkowie takich obywatelskich organizacji pozarządowych jak „Mokotów dla wszystkich” oraz warszawscy spółdzielcy, z którymi władza też zadarła.
– Galopująca inflacja, rosnące koszty, malejące przychody samorządu zbiegają się z przerzucaniem przez rząd wielu kosztów, w tym szczególnie kosztów oświaty. – powiedział Andrzej Sitnik, prezydent Siedlec – W ciągu ostatnich czterech lat Miasto Siedlce straciło bezpowrotnie tylko z przychodów z PIT ponad 103 mln zł. Jednocześnie wynagrodzenia ze względu na zmiany najniższej pensji krajowej wzrosły o blisko 100 mln zł. Biorąc pod uwagę budżet miasta, oscylujący wokół 600 mln złotych, widać skalę problemu. Z goryczą wiedzę jak wsparcie z funduszy państwowych trafia do samorządów, którym rządzi PiS. Zaznacza, że nie jestem członkiem żadnej partii.
Uczestników marszu było tak dużo, że większość nie była w stanie dotrzeć na plac Zamkowy.
Andrzej Rogiński
Fot. Andrzej Rogiński