sobota, 25 stycznia

Dyktando nad Dolinką

Google+ Pinterest LinkedIn Tumblr +

3 marca w Służewskim Domu Kultury odbyło się „Dyktando nad Dolinką”. Do udziału zgłosiły się 102 osoby, ale dyktando napisało 68 uczestników. Jury w składzie dr Barbara Pędzich, dr Magdalena Wanot-Miśtura, dr Marcin Będkowski wyłoniło zwycięzców: I miejsce – Katarzyna Bugaj, II miejsce – Olga Klecel, III miejsce – Adam Biniszewski.

Wydarzenie uzyskało patronat Bogdana Olesińskiego, burmistrza Dzielnicy Mokotów, który wziął udział we wręczaniu nagród. Partnerami byli: Rada Języka Polskiego przy Prezydium PAN, gazeta „Południe – Głos warszawiaków”, Koło Miłośników Żywego Słowa, Co jest grane24, Fundacja Języka Polskiego.

 

Poniżej publikujemy treść dyktanda:

 

Co dzień o wpół do jedenastej w służewskiej minikawiarence

zjawia się chytry żurnalista w wieku czterdziestu lat mniej więcej.

 

Spoza żaluzji modrzewiowych patrzy z ukosa ów sprytniacha

na ciut-ciut1 sennych warszawiaków sunących wzdłuż ulicy Bacha2.

 

Już smukły ultramaratończyk do spożywczego truchtem bieży

po chałkę, musli3, miód wrzosowy ten sobie poje jak należy!

 

Supersportsmenka z klubu fitness, wynalazczyni diety cud

i ekspoeta, który sklecił trzy liche haiku i pięć ód.

 

Podtatusiały wuefista, arcymistrz skoków wzwyż i w dal,

z lekka wstawiony na dzień dobry, bo topił w trunkach próżny żal.

 

Dżudoczka w wieku balzakowskim z fryzurą à la Lady Di,

handlarz śpieszący4 do lombardu, by tanio upchnąć sprzęt hi-fi5.

 

Rozkojarzony deskorolkarz słucha hip-hopu z empetrójki,

a pseudokibic w adidasach prze w przód, nieskory dziś do bójki.  

 

Rzetelny zdun z osiedla Żerań zmierza do cechu rzemieślników,

niemałą by uciułał sumkę, chałturząc z rzadka w Reykjavíku6.

 

Chichocze z żartów facebookowych żona szwedzkiego attaché

i chyżo, by się ustrzec mżawki, w przeciwdeszczowym trenczu mknie.

 

Wtem rozpadało się znienacka, grad hula wkoło z dżdżem na spółkę,

aż suchuteńki dotąd chodnik naraz przedzierzgnął się w rzeczułkę.

 

Zżyma się hoża wizażystka, nad wyraz czcząca styl glamour,

że się rozmaże w takiej aurze jej nienaganny manikiur7.

 

Przewrażliwiony hipochondryk żłopnął dwa hausty gorzałczyny,

tak dla immunostymulacji i ustrzeżenia się anginy.

 

Z lewa wychynął pan Ildefons, ni stąd, ni zowąd wrzasnął: hura!8

Puścił się w pląsy wpośród kałuż, krzesząc hołubce w takt mazura.

 

Pomknął het, het9 na Pragę-Północ, cwałując niczym Winnetou,

a nuż przydarzy mu się rychło przedpołudniowe rendez-vous.

 

Brnie w bród biznesmen10 pół-Cypryjczyk, toż go niedola dziś dosięgła,

w nowo kupionym volkswagenie awaria (czyżby sworzeń sprzęgła?). 

 

Dżezmen11 z zacięciem humanisty wraca z tournée po Żywiecczyźnie,  

szemrząc coś o eschatologii i Nietzscheańskim12 nihilizmie.

 

Rozmarzył się nasz quasi-szpieg o nie najbłahszych ludzkich losach,

zdmuchując szarobury popiół z rozżarzonego papierosa.

 

I nie zaniechałby czczych mrzonek ani na jedno okamgnienie,

gdyby nie żwawy krzyk kelnerki: prosiłabym o niepalenie!

 

 

Autorką tekstu jest dr Barbara Pędzich

 

albo: ciut, ciut

2 albo: ul. Bacha

3 albo: muesli, albo: müsli

4 albo: spieszący

5 albo: Hi-Fi

6 albo: Rejkiawiku

7 albo: manicure

8 albo: hura/hurra/ hurra!

9 albo: het, het!

10 albo: businessman

11 albo: jazzman

12 albo: nietzscheańskim

 

Udostępnij

About Author