Andrzej Rogiński
Panie Prezesie, wysłuchałem pańskie przemówienie podczas Konwencji PiS. Zawiodłem się.
Jeśli nie powziął Pan takiej wiadomości to informuję, że trwa kampania przeciwko bezpartyjnym obywatelom Polski. Zorganizowaliśmy się w ogólnopolski Komitet Wyborczy Wyborców Bezpartyjni Samorządowcy. Nie jesteśmy dopuszczani do radia i telewizji podczas, gdy wypowiedzi partyjnych kandydatów od tygodni hulają w mediach. Partie polityczne i związane z nimi media boją się Bezpartyjnych bo Ci wywodzą się wprost od mieszkańców naszego kraju, naszej stolicy. Dlatego jako metodę walki przyjęli milczenie.
Przykładowo w Warszawie Bezpartyjni mają doświadczenie samorządowe, przygotowali program dla miasta, dla dzielnic w oparciu o konsultacje w osiedlach. Zamierzają włączyć się do współzarządzania. Aktywnych obywateli nie wolno pomijać bo przecież to oni są solą naszych małych ojczyzn. Niespełna 2 procent obywateli należy do partii politycznych. Czy słusznym jest – z punktu widzenia demokraty – by większość miała minimalne przedstawicielstwo? Czy dla partii politycznych mało jest władzy w Sejmie? Przecież partie lepiej nie znają potrzeb mieszkańców od nich samych.
Demokracja nie może polegać na oszustwie. Deklaracje wyborcze trzeba wypełniać i nie mówić po wyborach „Próbowaliśmy, ale się nie udało”. Bezpartyjni w Warszawie nie deklarują niczego co nie jest nierealne. Nie mamimy Polaków bo jesteśmy odpowiedzialni. Dlatego martwi nas obiecywanie gruszek na wierzbie jak czyni to większość naszych konkurentów.
Funkcjonowanie miasta, poprawa standardów życia w nim zależy od samorządu. Samorząd zatem powinien współpracować z każdym podmiotem, który będzie wykonywał funkcje pomocnicze, który będzie służył mieszkańcom – bez względu na to jaką partię reprezentuje. Bezpartyjni podejmują się służyć mieszkańcom. Dlatego kandydujemy do rad.
Istotą demokracji jest aktywność obywateli. Każdy kto odbiera to prawo komukolwiek nie może nazywać się demokratą. Dlatego odbieranie bezpartyjnej większości Polaków prawa do udziału w demokracji na co dzień, a nie jedynie w akcie wyborczym przy urnie – jak czynią to największe partie – dyskwalifikuje takie myślenie. Niszczenie rad osiedli w tym kontekście to uchybienie demokracji. W Warszawie winę za to ponoszą partyjni radni.
Warszawa zasługuje na bezpartyjną zmianę. Twarzą naszej kampanii samorządowej nie jest polityk lecz obywatele.