Tak, Bogdan kochał warszawiaków. Nie tylko mieszkańców Warszawy ale także gmin i powiatów, które ciążą ku stolicy. Doskonale wiedział, że pomyślny rozwój Warszawy jest nierozerwalnie związany z rozwojem bliskiej mu części Mazowsza a jednocześnie z zapewnieniem korzyści mieszkańcom około stołecznych wspólnot samorządowych.
„Istnieje dobry projekt ustawy warszawskiej, według której Warszawa jest powiatem, a obecne dzielnice warszawskie są gminami – mają samodzielność jak inne gminy w Polsce. […] Według tej ustawy gminy wokół warszawskie mogą się „do Warszawy” jako Powiatu dołączyć np. na podstawie uchwały Rady Warszawy i uchwały rady danej gminy. Takie uchwały nastąpią, jeśli obie strony będą miały w tym interes. Chodzi o stworzenie systemu by im to się opłacało i pozwalającego uzyskać dodatkowy efekt społeczny wynikający z synergii działania.” – przypominał Bogdan Żmijewski na łamach „Południa”. Projekt napisała Komisja Statutowa Rady Warszawy pod jego kierownictwem. Był procedowany w Sejmie w 2001 roku. Konkurencyjne pomysły polityków spowodowały oraz poprawki tekstu spowodowały, że Aleksander Kwaśniewski, prezydent RP zwrócił się do Sejmu o ponowne rozpatrzenie ustawy. Do tego projektu warto dziś wrócić.
Jego gadanie na sesjach Rady Warszawy i publikacje w „Południu” przyniosły efekt w postaci systemu komunikacji aglomeracji warszawskiej wprowadzonego przed laty przez Zarząd Transportu Miejskiego. W ostatnich latach zaproponował budowę parkingów aglomeracyjnych. Parkingi takie miałyby być zlokalizowane przy stacjach kolejowych, przystankach autobusowych, węzłach komunikacyjnych aby umożliwić parkowanie dojeżdżającym do Warszawy. Tam przesiadaliby się do stołecznego metra i autobusów. Parkingi takie są znacznie tańsze niż w dużym mieście. W efekcie uzyskalibyśmy zmniejszenie pyłów tworzących smog, zmniejszyłaby się liczba pojazdów w ruchu Warszawie co łagodziłoby korki komunikacyjne. Ale bądźmy dobrej myśli. Rafał Trzaskowski, obecny prezydent Warszawy zabrał się za parkingi aglomeracyjne, co prawda w skali mikro, ale dobre to na początek.
Był liderem Komitetu Obywatelskiego Solidarność w Wilanowie i z jego listy został radnym pierwszej kadencji Gminy Mokotów, która swym zasięgiem obejmowała dzisiejsze dzielnice Wilanów, Mokotów i Ursynów. Błyskawicznie zorientował się jakim narzędziem rozwojowym gminy są plany zagospodarowania przestrzennego oraz co znaczą regulacje stanów prawnych nieruchomości oraz komunalizacja. Tym zagadnieniom poświęcił się bez reszty w życiu publicznym i zawodowym. W rezultacie osiągnął status wybitnego eksperta.
W 1994 r., gdy powstała Gmina Warszawa-Wilanów, z zorganizował komitet wyborczy mieszkańców, który zdobył wszystkie mandaty z wyjątkiem jednego. On zaś trafił na kilka kadencji do Rady Warszawy. Potem partie polityczne zaczęły zawłaszczać samorząd a ordynacja wyborcza d’Hondta rugowała bezpartyjnych. Bogdan zareagował na to wzmożoną aktywnością publicystyczną na łamach „Południa”. Twierdził, że droga do partycypacji obywateli w zarządzaniu gminą wiedzie poprzez edukację.
Wszystko co głosił służyło interesom wspólnoty samorządowej, było przydatne mieszkańcom. „To był gospodarz, który potrafił liczyć, właściwy człowiek na właściwym miejscu.” – jak wspomniał Waldemar Siemiński, były przewodniczący rad samorządnego Mokotowa a następnie Ursynowa.
Po raz pierwszy zetknąłem się z Bogdanem w 1993 r., gdy w trakcie przygotowań do uruchomienia tygodnika „Południe”, stałem się obserwatorem sesji mokotowskiej Rady. Wraz z podobnym pojmowaniem obywatelskiej służby społeczeństwu lokalnemu zacieśniała się nasza współpraca. Bogdan został członkiem ścisłego kolegium redakcyjnego „Południa”. Toczyliśmy długie i częste dyskusje, czasem ostre, ale zawsze Bogdan potrafił wycofać się z danego poglądu gdy usłyszał argument.
Wśród podejmowanych przez niego tematów były miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Znał je wszystkie na wyrywki. W trakcie procedowania zgłaszał tysiące wniosków, uwag czym przyczyniał się do ogromnej liczby zmian, a nawet do uchylania wielu planów. Zawsze przychodził przygotowany na posiedzenia Komisji Ładu Przestrzennego Rady Warszawy. Niektórzy odnosili się niechętnie do eksperta, który miał zbyt dużą wiedzę. Ponieważ był bezkompromisowy to narażał się na pomówienia. Ale zawsze pilnował interesu obywateli.
W 2019 r. aktywnie uczestniczył w wyborach samorządowych. Z ramienia KWW Bezpartyjnych Samorządowców kandydował do mazowieckiego Sejmiku Wojewódzkiego. Pomimo postępującej choroby wykazywał nadzwyczajną aktywność w środowisku bezpartyjnych samorządowców. Był autorem słynnych „Gruszek na drzewie”, które mądrze wykorzystał Sławomir Antonik kandydujący na urząd Prezydenta Warszawy. Telewizja publiczna ze strachu schowała nagrania do szuflady bo obnażały nicość merytoryczną konkurentów. W ostatnich dwóch latach zaczął stawać się w sprawach apodyktyczny, co wynikało z tego, że chciał ze wszystkim zdążyć – w obliczu choroby. W swej aktywności forsował się kosztem zdrowia bo chciał by mieszkańcom jego ukochanej Warszawy żyło się lepiej. Programy: żłobkowy, parkingów aglomeracyjnych, a częściowo walki ze smogiem, które realizuje Prezydent Warszawy zostały opracowane przez Bogdana Żmijewskiego. Wcale nie martwił się tym, że któryś z jego licznych projektów czy pomysłów realizowała władza. Bez znaczenia, z którego obozu politycznego się wywodziła. Na pierwszym planie byli mieszkańcy naszego miasta.
Oto co na facebooku napisał Dariusz Kacprzak, zastępca burmistrza Dzielnicy Praga Północ: „Odszedł trochę za wcześnie. Pomimo, że wiedzieliśmy, iż choroba nie odpuszcza Bogdanowi, to Jego siła, determinacja, wewnętrzna energia, pogoda ducha, powodowały, że wierzyliśmy, iż wychowa przynajmniej jeszcze jedno pokolenie samorządowców, że przygotuje nam program wyborczy do kolejnej kampanii … – tak się niestety nie stanie. Pozostawiłeś Bogdanie po sobie ogromny ślad w naszych charakterach. Mnie osobiście będzie brakowało naszych rozmów o Warszawie, Mazowszu i Polsce, sporów programowych i organizacyjnych. Pozostanie jednak ciepła myśl o Tobie jako członka zespołu samorządowych bojów o bezpartyjność.”
Bogdan kochał życie, tak długo jak mógł jeździł na nartach, opiekował się swoją mamą, przeżył mocno śmierć brata, czuł mores wobec żony, dbał o przyszłość córek, a wnuki wręcz uwielbiał. Jego stosunek do ludzi, do miasta, do rodziny niech stanowi nasz testament.
Andrzej Rogiński – w imieniu przyjaciół i swoim własnym