wtorek, 5 listopada

Jak klawo być politykiem

Google+ Pinterest LinkedIn Tumblr +

Andrzej Rogiński

Jeśli obywatel naciśnie pedał gazu ponad miarę określona na znaku pionowym to albo będzie to bez znaczenia albo pojawi się nakaz zapłaty z okazji mandatu. W gorszej sytuacji może nastąpić kolizja skutkująca zgnieceniem bryły pojazdu, przekoszeniem konstrukcji pojazdu bądź co gorsze ulaniu krwi z nogi, ręki czy głowy. Wówczas to nie będzie mandat, a na pewno coś bardziej dotkliwego.

Jednak jeśli obywatel jedzie autem służbowym a za kierownicą siedzi jego służbowy personel to może przejrzeć konspekt przemówienia przygotowany przez służbowego doradcę. Och, rany, przecież jeszcze 150 km do stodoły, w której czekają już od kwadransa wielbiciele. Nie można ich zawieść.

– Czy dałoby się zmniejszyć wielkość spóźnienia?

– Nie ma sprawy.

Pejzaż przesuwa się nieco szybciej.

Traaaaaach!

– Proszę się przesiąść do drugiego wozu. Zawiezie on do szpitala by opatrzyć nogę. Powiadomimy czekających w stodole o przesunięciu godziny spotkania.

Skoro obywatel był w podróży służbowej to mu się należy wolność od wszelkich przyziemnych spraw: wyklepania pojazdu, wypisania kwitków dla zakładu ubezpieczeń, no i koszty poniosą podatnicy. Nie ma to jak na służbie.

Co się dzieje gdy nastąpi kolizja z drugim pojazdem albo – co gorsze – jego kierowca lub pasażer wyląduje w szpitalu? Z praktyki znamy różne kwalifikacje: pomroczność jasna, zawieruszenie dokumentów, słowo honoru, ze kogut na dachu był włączony. Politycznemu urzędnikowi przysługuje ochrona prawna.

#          #          #

Pani Jadzia nie mogła spać tej nocy. Nie pomogło nacieranie Amolem ani smarowanie Butapirazolem. Może to pesel a może skutek wielogodzinnego siedzenia w autokarze podczas pielgrzymki do klasztoru Montserrat w Hiszpanii? Wybrała się więc do lekarza pierwszego kontaktu. Tam dostała skierowanie do ortopedy. Po powrocie do domu zajrzała do internetu gdzie wyszukała przychodnię, w której ortopeda przyjmuje w ramach umowy z NFZ. Dosyć szybko bo za trzy miesiące. Zagryzła zęby i dalej stosowała Amol na zmianę z Butapirazolem Koleżanka dała jej opakowanie końskiej maści. Dni szybko mijały. Ortopeda przepisał zabiegi rehabilitacyjne. NFZ pokrywał jedynie koszt wizyty u lekarza a zabiegi? Proszę bardzo załatwić w kasie bo to przychodnia prywatna.

Telefonuję do rzecznika prasowego NFZ: – Proszę o poradę jak przebiega procedura refundacji usługi medycznej zakupionej w prywatnej przychodni skoro publiczna nie przyjmuje.

– Nie ma takiej możliwości.

– Jak to? Przecież mam opłaconą składkę zdrowotną. I to nawet dwukrotnie. Raz ZUS ściąga z emerytury a drugi raz z tytułu prowadzonej jeszcze działalności gospodarczej.

– Pacjent może skorzystać jedynie ze świadczenia tam, gdzie NFZ podpisał umowę.

– Ale skoro lekarze przyjmują pacjentów za odpłatnością to znaczy, że lekarzy nie brakuje. Wychodzi na to, że NFZ podpisał za mało umów. Potrzebujący usługi zapłacił za pośrednictwem ZUS i pieniądze te przejął NFZ. Jeśli środki te nie są kierowane w miejsce świadczenia usługi to znaczy, że pieniądze przestały iść za pacjentem. Tak miało być gdy wprowadzano kasy chorych. Umowa państwa z obywatelem nie jest więc realizowana. Co Pan proponuje pacjentowi?

– NFZ nie refunduje usług. Regulacjami prawnymi zajmuje się Ministerstwo.

Zapytałem rzecznika prasowego Ministra Zdrowia o możliwość refundacji usługi. Zaproponował rozmowę z NFZ. Poinformowałem, że właśnie przed chwilą zakończyłem rozmowę z rzecznikiem posiadacza pieniędzy przekazanych przez obywateli. Gdy zakończyliśmy powtórkę owej rozmowy zapytałem o to co dzieje się z pieniędzmi zgromadzonymi w NFZ. Czy przypadkiem ktoś ich nie wyprowadza bokiem a więc może należałoby zainteresować tą sprawą prokuratora? – dociekałem.

– Lekarze świadczą usługi pacjentom nie pobierając od nich pieniędzy ponieważ opłaca je NFZ. Takie są przepisy.

– To czy Ministerstwo może zainicjować zmianę przepisów?

– Nie mam upoważnienia do rozmowy na ten temat.

VIP-y państwowe korzystają, w trybie natychmiastowym, z dostępu do lekarza specjalisty jak również z czekającego już łóżka szpitalnego. O pełniących służbę trzeba dbać!

#           #          #

Różne są metody umacniania słuszności. Oto dziennikarka przeprowadza rozmowę z ministrem. Ani słowa o pracy resortu. Ale za to dziennikarka szeroko opowiada o rychłym upadku opozycji. Minister potwierdza i dodaje, że w jedności siła a opozycja to rozsypująca się gromada tych, którzy maja za uszami to i owo, którzy źle oceniali zapowiedzi szczęśliwego jutra. Po piętnastu minutach rozmowy słuchacze mieli szansę pojąć, że minister będzie świetnym posłem oraz, ze opozycja jest do bani bo spadają jej słupki poparcia. Teraz ministrowi słupki urosną bo go było słychać w radio. Dlatego udzieli jeszcze wywiadu w telewizji.

Pół godziny później przyszedł następny rozmówca pani redaktor. Najpierw musiał wysłuchać jej opinii o tym jak jego partia nisko upadła.

– Nie jest tak jak Pani mówi bo obecnie rządzący niczego dobrego nie robią dla narodu a władza jest nadużywana.

c- Zostawmy to. Zajmijmy się tym, że pańskiej partii spadają słupki. Skoro poseł Pipsztycki skrytykował posła Bylejakiego to znaczy, że wasza partia się rozwala. Czy może pan to skomentować?

– ….

Minęło następne pół godziny ale nie było rozmowy z obywatelem, który chciałby swoje zdanie przekazać innym. Nie spóźnił się. Nie zaproszono go.

Radio publiczne jest – jak sama nazwa wskazuje do publikowania … zdań pani redaktor, ewentualnie wypowiedzi polityków.

#          #          #

Obie główne partie mają pewną liczbę członków. Razem z pomniejszymi zbierze się nawet cały jeden procent posiadających wśród których znajduje się elita posiadająca bierne prawo wyborcze. Nie po to załapali się na posłów, ministrów i pierwszych sekretarzy różnych szczebli by ustępować byle obywatelowi.

Zadaniem Narodu jest wrzucenie kart o urn. To się nazywa czynne prawo wyborcze. Wyborca  bowiem czyni wybór. A bycie biernym mu nie przystoi. Wystarczy, że towarzysz sekretarz podejmie demokratyczna decyzję o wpisaniu takiego i owego na listę z biernym prawem wyborczym.

Nadchodzi czas wyborów więc wpisani na listy biernego prawa wyborczego odwiedzają redakcje. Im słupki rosną. A czy mogą rosnąć 99 procentom nie zapisanym do partii?

Obywatele powinni mieć zaufanie do sekretarzy partii, którzy za nich podejmują trudne decyzje w trosce o umacnianie słuszności. Poza tym obywatele nie posiadający biernego prawa wyborczego nie maja pojęcia ile wyrzeczeń dotyka posła. Nie dość, że musi jeździć na spotkania do dalekiej stodoły, musi pojawić się na posiedzeniu komisji, pojechać do studia telewizyjnego, zameldować sekretarzowi o wykonaniu zadania a ponadto wpłacić na konto trochę procent od pensji. Och, bym zapomniał: musi pojawiać się w swoim ministerstwie bo przecież nie wyżyje z diety poselskiej.

Obywatele niech zajmą się swoimi sprawami a wymyślanie plusów i szóstek niech zostawią słusznej słuszności.

Fot. Andrzej Rogiński

Udostępnij

About Author